Nadszedł czas by zwierzyć się ze swoich początków z RPG, tamte czasy wspominam z rozrzewnieniem więc miejscami mogę być nieobiektywny, ale sama historia będzie dość dokładna. Obrazki starych gier wstawiam by młodsi stażem gracze wiedzieli o czym mówię.
Moją pierwszą pasją w życiu były książki fantasy. Zacząłem je czytać zaraz po tym jak posiadłem tą cenną umiejętność. W wieku 8 lat przeczytałem już trochę różnego rodzaju fantasy podsuwanego pod nos przez tatę, również fantastę z zamiłowania. Na początku sam przywoził mi książki z biblioteki i nie bardzo miałem wpływ na to co czytam, zazwyczaj pytał się co chcę a ja odpowiadałem „mają być bitwy, smoki, rycerze i magia”. Przełom nastąpił gdy miałem 10 lat, wtedy tata pierwszy raz zabrał mnie do swojej biblioteki posiadającej olbrzymie zbiory fantastyki i mogłem pierwszy raz w życiu sam wybrać sobie książkę. Jak przystało na 10 latka wybór padł na tą z najładniejszą okładką. Był to Conan Wojownik REHa z kultowym opowiadaniem „Czerwone Ćwieki”. Przez następny rok przeczytałem wszystkie Conany i całą masę innych książek. W tamtym okresie moje skromne kieszonkowe przeznaczałem głównie na magazyny fantastyczne takie jak Fantastyka.
Pewnego razu w 1996 roku, gdy miałem już pełne 11 lat a prawie i 12 poszedłem po raz kolejny do kiosku po Fantastykę ale tej z jakiegoś powodu nie było. Stojąc załamany przed gablotą z kolorowymi okładkami wypatrzyłem coś co nazywało się Magia i Miecz. Kupiłem i poszedłem poczytać do domu. Oczywiście na początku ani trochę nie rozumiałem o co biega, spodziewałem się opowiadań fantasy a tam były jakieś przygody. Fajne były zdjęcia figurek i na początku myślałem, że te całe RPG to takie gry gdzie na planszy przesuwa się figurki – dzisiaj wiem, że nie pomyliłem się za bardzo wtedy ;-).
W owym MiMie była lista RPGowych produktów, które można było zamówić. Jako, że znałem Władcę Pierścieni moją uwagę przykuła pozycja „Władca Pierścieni: Gra Przygodowa” kosztująca wtedy około 38-45 zł(po przeliczeniu ze starych złotych na nowe). Czym prędzej ruszyłem do taty z zamiarem namówienia go na kupno. Tata jako człowiek dokładny przejrzał najpierw MiMa zawieszając wzrok na ilustracjach cycastych lasek zdobiących okładkę i wnętrze a potem ruszył na pocztę(tak, na pocztę – takie czasy) by zamówić mi wymarzoną grę.
W pewne piątkowe popołudnie gdy wróciłem ze szkoły gra już na mnie czekała. Rozpakowałem poczytałem i dowiedziałem się wreszcie na czym polegają gry RPG. Wraz z kilkoma kolegami z klasy i jedną koleżanką graliśmy w to kilka miesięcy regularnie co 3-4 dni. Mechanika była bardzo prosta, tworzenie postaci zabierało max 5 minut. Moi gracze nie chcieli grać gotowymi postaciami i od razu zrobili sobie własne w stylu „taki wojownik z włócznią i łukiem” i „piękna elfka bardka”. Materiały z pudełka zawierały przygodę ale nigdy jej tak do końca nie poprowadziłem, była trochę zbyt dziecinna nawet jak dla nas. Kto by tam chciał ratować owce gdy można było walczyć ze złem. Niemniej pomagając sobie MiMami, wtedy już kupowanymi regularnie prowadziłem własne przygody w Władca Pierścieni: Gra Przygodowa. Z czasem zakupiłem sobie grę-matkę Śródziemie: Gra Fabularna i nasze sesje stały się bogatsze – zarówno w szczegóły jak i spory o kretyńskie zasady tej gry.
Pod koniec podstawówki dostałem podręcznik do Rolemastera, który po raz kolejny skłonił nas do konwertowania postaci z MERPa na nową(nie do końca w sumie) mechanikę. W tym samym okresie wpadły mi w ręce podręczniki do AD&D wydane po polsku oraz WFRP...
Na kilkanaście miesięcy porzuciliśmy MERPy i inne i zagrywaliśmy się w AD&D. Dla ludzi wychowanych na koszmarnych zasadach Rolemastera ówczesne DeDeki wydawały się super proste i grywalne. Wreszcie można było walczyć bez kalkulatora i cofania kilku tur wstecz bo się zapomniało o odjęciu premii do obrony od premii do ataku orka, który zginął dawno temu.
Grywaliśmy też w WFRP ale nigdy nie był to nasz główny system, raczej taka odskocznia. Moi ówcześni gracze nie mogli przesiąść się z heroic na wypizdówkowy pomroczny klimat grania szczurołapem i ochroniarzem...
Za prawdziwy rozkwit grania w moim przypadku uważam okres licealny gdy spotkałem nową drużynę, z którą gram z przerwami od 11 lat a część nich to moi najlepsi przyjaciele, z którymi spędzam wszystkie wolne chwile. W liceum na początku graliśmy głównie w WFRP, gdyż moi nowi gracze byli jego wielkimi fanami jednak po wyjściu D&D 3e skonwertowałem ich na D20 i tak już zostało ;-). W międzyczasie graliśmy też w inne gry, było ich tak wiele, że czasami zlewają mi się w jedno. W sumie gdy dzisiaj ktoś mówi mi tytuł gry z lat 1998-2005 mogę powiedzieć „grałem w to kiedyś parę sesji” ;-).
Dzisiaj z perspektywy czasu mogą powiedzieć, że moje RPGowe hobby zatoczyło ewolucyjne koło. Zaczynałem od gierki z kartonowymi figurkami, potem byłem Mistrzem Podziemi, Mrocznym Opowiadaczem i Jesiennogawędziarzem by wreszcie na starość powrócić do kartonowych figurek(albo raczej żetonów). Pozostaje mi tylko powiedzieć „D&D rulez” i czekać na kolejne wpisy kolegów z branży... ;-)
Dopisane. Dzieki! :)
OdpowiedzUsuńJak byłem "mały", to też przeglądałem MiMa w kioskach. Niestety ni cholery nic z tego nie rozumiałem. Pamiętam, że w którymś mimie (tak, przeglądałem je wielokrotnie mimo niezrozumienia - pustka po X-Men i Wildcats była nie do zastąpienia) wynalazłem profesję "górnik" do warmłota. Dopiero dwa-trzy lata później załapałem, o co w tym wszystkich chodziło.
OdpowiedzUsuń'skonwertowałem ich na D20' - Ty, Ty... Ty draniu jeden, Ty ;D!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Skryba.
PS. Sympatyczna notka muszę przyznać :).
Ten Conan załączony na początku notki, to był mój pierwszy w zbiorze. Ale klimat... :)
OdpowiedzUsuńApropos przygody z owcami pozwolę sobie przypomnieć moją notkę na Polterze: http://spolecznosc.polter.pl/dzemeuksis,blog.html?11497 , w której opisuję historię z tym związaną.
Przyznaje, że pare lat później poprowadziłem tą przygodę przerobioną na AD&D i wyszła w sumie "podręcznikowo". Problemem przygód do WP:GP była ich konstrukcja podobna do gry paragrafowej, jeśli drużyna z dostępnych 2 opcji działania wybrała 3 własną to system się zawieszał ;-)
OdpowiedzUsuń