środa, 27 marca 2013

KB RPG #41 - Przygotowania do sesji, część 2: scenariusze


Druga(i ostatnia) część wpisu do 41 edycji Karnawału Blogowego. Tym razem będą to moje rozmaite spostrzeżenia i uwagi na temat przygotowań do sesji od strony scenariusza.

Obrazki: Można powiedzieć, że nic mnie tak nie inspiruje do prowadzenia jak oglądanie grafik fantasy. Potrafię spędzić kilka godzin na deviantarcie czy innych stronach z galeriami, przeglądając obrazki. Często gdy jakaś ilustracja mi się spodoba zapisuję ją na dysku i używam jako pomoc na sesji. Czasami patrzę na jakąś grafikę i od razu mam pomysł na NPCa, wtedy od razu zmieniam nazwę pliku na jego nowe imię i klasę lub rolę jaką będzie posiadał. W ten sposób zrodziła się np. kapłanka Sehanine Moonbow o imieniu Ellisandra, którą moja faeruńska drużyna spotkała podczas obozowania w pobliżu Wielkiego Matecznika w Tethyrze. Podobizna właśnie tejże Ellisandry załączona jest po lewej. 

Gotowe przygody: Nie ukrywam, że gotowe przygody lubię bo oszczędzają mi sporo czasu na przygotowaniach. Mam jednak naturę druciarza i podczas czytania przygody mam w zwyczaju niemiłosiernie masakrować zawartość własnymi pomysłami. Najczęściej moja ingerencja ogranicza się do dodania kilku NPC tu i tam, oraz kilku zdarzeń losowych niepowiązanych z głównym wątkiem. Czasami jednak lubię zmienić trochę zawartość mechaniczną gotowca by nadać mu trochę grywalności. Zmieniając rozpiski wrogów trzymam się zawsze zamysłu autora, a same zmiany dotyczą najczęściej posiadanego ekwipunku lub przygotowanych czarów. Ostatnio np. prowadząc gotowca odkryłem, że większość wrogów uzbrojona jest w ciężkie zbroje i posiada długie miecze oraz tarcze. Dla niskopoziomowej drużyny spotkanie z czymś co trudno trafić i co bardzo boleśnie bije, zazwyczaj oznacza zejście kilku postaci. Dlatego zbroje podmieniłem na kolczugi, darowałem sobie tarcze zaś miecze magicznie się skróciły. Dzięki mojej ingerencji i opatrzności Tymory nikt nie poległ na pierwszym poziomie.

Własne przygody: O tworzeniu mistrzowskich przygód już kiedyś pisałem, niestety sam rzadko z tej metody korzystam. Pisanie przygody zaczynam od wymyślenia głównego wątku fabularnego. Wystarczy jedno zdanie typu „koboldy w okolicach miasteczka Powsinowo są bardziej agresywne niż zawsze”, wokół którego buduję scenariusz. Wymyślam sobie powód, dla którego te koboldy nagle zaczęły atakować wszystko wokół, dodaję wskazówki, spotkania bojowe, NPCów, skarby itd. Oczywiście najlepsza przygoda to taka, która ma zaskakujące zakończenie. W przykładzie z koboldami, gracze mogą wierzyć przez jakiś czas, że koboldy chcą udobruchać przebudzonego smoka i w tym celu znoszą mu pożywienie i skarby. Szokiem dla drużyny może być np. zakończenie, w którym okaże się, że to miejscowy czarodziej(któremu bohaterowie ufali) stworzył iluzję smoka i przy jej pomocy napędzał bojaźliwe koboldy do napadów na okoliczne ziemie, bogacąc się na zdobytych przez nie skarbach.

Tuż przed sesją.: Gdy mam prowadzić staram się znaleźć godzinkę czasu przed sesją by przeczytać sobie notatki i zajrzeć do przygody. Sam nie wiem czemu czasami właśnie w tej chwili wpadam na najlepsze pomysły, które dodaję na szybko do scenariusza. Czasami owe pomysły wywracają koncepcję przygody do góry nogami i skłaniają mnie do łatania na bieżąco. Jestem jednak przyzwyczajony do improwizacji i nie narzekam na takie zmiany. W tym czasie przed sesją krzątam się także sporo po domu szykując szklanki na napoje, miski na chipsy, odkurzam i ścieram kurze. To krzątanie się bardzo wycisza emocje i myśli dzięki czemu mogę na chwilę odlecieć w kierunku sesji, która będzie miała miejsce za godzinę. Gdy przychodzą gracze scenariusz mam już zazwyczaj wymuskany, miejsce i narzędzia do gry w gotowości i po zwyczajowej wymianie chamskich oraz prostackich dowcipów z resztą graczy, mogę wreszcie zacząć prowadzić.

wtorek, 12 marca 2013

Tits or GTFO


Uwaga: tekst zawiera kilka zwrotów, które mogą być uznane za wulgarne lub obraźliwe, jednak znalazły się tutaj wyłącznie w celach edukacyjnych. Będzie to kolejny tekst z popularnego ostatnimi czasy femiflejmu. Tym razem nieopatrzony tagiem „humor”(więc czekam na rage hejterów), ale uznałem, że warto wrzucić kilka słów wyjaśnienia. Posłużę się historią pewnego znanego tekstu, który choć raz musi pojawić się w dyskusji internetowej z kobietą, a często bywa używany niepoprawnie.

Na początku 4chan oraz jego trollerski dział /b/ tworzony był z myślą o anonimowej wymianie poglądów. Użytkownicy tworzący tę społeczność zwali siebie Anonimowymi. Przez bardzo długi czas nie było podziałów na kasty czy rodzaje anonimowych, wszyscy z założenia byli równi. Z czasem powstały pojęcia oldfag i newfag, które w opisowo-obraźliwy sposób określały starych i nowych członków społeczności Anonimowych. Mimo tego pierwszego podziału wszyscy użytkownicy byli nadal sobie równi, niezależnie od płci, wieku, orientacji czy koloru skóry. Z czasem jednak zaczęło pojawiać się coraz więcej użytkowników, a w zasadzie użytkowniczek, które nie mogły ścierpieć faktu, że Anonimowi są bezpłciowi a co za tym idzie równi sobie. Osobniczki te zwane attention whores często wrzucały do postów na forum zwroty jasno określające ich płeć, w stylu: „I’m a girl” albo „femanon here”(fem-kobieta, anon-anonimowy). Tym użytkowniczkom wydawało się, że podkreślenie swojej kobiecości sprawi, że będą traktowane lepiej. Niektórym nie wystarczało napisanie, że są kobietami, kto zna fora 4chana wie, że takie pisemne zapewnienie nic nie znaczy, zawsze może to być jakiś zboczeniec kryjący się w garażu rodziców i walący konia nad podręcznikami do D&D. Ponieważ pisemne zapewnienia nie działały, attention whores postanowiły wnieść swoje chwalenie się kobiecością na zupełnie nowy poziom – zaczęły publikować swoje zdjęcia. Dla społeczności Anonimowych takie zachowanie było nie do przyjęcia, godziło w główną zasadę forum czyli anonimowość właśnie. Ponieważ zwykły rage, kiedy jakiś femanon opublikował zdjęcie, był niewystarczający, bracia trolle wymyślili nowy sposób na stawienie czoła attention whores. Femanony dostały przyzwolenie na publikację zdjęć, ale za każdym razem gdy to robiły pojawiał się okrzyk „tits or GTFO”, czyli namawianie do tej jednej rzeczy, której żadna z tych attention whores nie byłaby w stanie zrobić. Po czymś takim rozwydrzone femamony najczęściej zamykały się i forum wracało do miłej atmosfery równości, tolerancji i poszanowania swoich praw. Oczywiście z czasem na 4chanowe pola wtargnęli barbarzyńcy, którzy nie znali starych praw(czyli w zasadzie byli to „fuckin newfags”) i zaczęli traktować zwrot „tits or GTFO” jako super śmieszny żart i chamską odzywkę do większości kobiet. Warto zwrócić uwagę na fakt, że pojęcie to pierwotnie było używane także przez kobiety, które należały do grona Anonimowych i zwyczajnie nie mogły znieść swoich durnych koleżanek pragnących zbudować sobie popularność na byciu kobietą.

Czemu pojawia się to wyjaśnienie na blogu o RPG? Ponieważ ostatnio często wybuchały w fundomie tak zwane femiflejmy, w których pewna grupa osób chciała podkreślić swoją płeć. Środowisko Anonimowych można łatwo przełożyć na środowisko RPGowców. Zanim pojawiły się głosy w stylu „rpg jest dla kobiet”, „rpg jest dla facetów”, istniało jedno wspólne miano dla pasjonatów tej rozrywki – gracze i graczki. Niezależnie od końcówki rodzajowej występującej w polskiej mowie, określenie to tyczyło się RPGowców każdej płci, wyznania czy koloru skóry. Historia lubi się powtarzać i po raz kolejny niechęć do bycia trybikiem wspaniałej machiny jaką jest nasze hobby, doprowadziła do podziału. Przez analogię do 4chana możemy w naszym środowisku znaleźć głos kobiet, które czują się graczami jak wszyscy i rzucają pogardę na sztucznie tworzone napięcie między równymi sobie, za to im chwała. Tak więc, wypada powiedzieć na koniec, tak po prostu, że RPG jest dla wszystkich ;-)

poniedziałek, 4 marca 2013

KB RPG #41 - Przygotowania do sesji, część 1: akcesoria


Zaczęła się kolejna edycja Karnawału Blogowego, tym razem z tematem, na który jestem w stanie coś napisać. Przygotowania do sesji to zagadnienie szczególnie mi bliskie, gdyż jakoś tak się składa, że 99% gier moich znajomych ma miejsce w moim domu. Konsekwencją tego jest, że nawet gdy nie prowadzę to przygotowuję sesję. Wpis postanowiłem podzielić na kilka części gdyż czas mam ostatnio limitowany i przygotowanie dłuższego tekstu zajęłoby mi ze dwa tygodnie. Dzisiaj będzie o przedmiotach materialnych, bez których nie zaczynam w ogóle sesji. Wszystkie znajdują się na zdjęciu(można powiększyć) poniżej a dalej są mniej lub bardziej szczegółowo omówione.
1.      Notatki – z reguły przygodę i notatki trzymam w laptopie, ale ostatnio zdarza mi się często prowadzić bez tego cudownego wynalazku. W takich sytuacjach z pomocą przychodzi mi InPost, który z zapałem godnym maniaka przysyła mi rachunki obciążone zeszytem z makulatury. Nie mam oporów przed korzystaniem z tych notatników na sesji, zwłaszcza, że mam w zwyczaju mazać sobie na boku i robienie tego w normalnym zeszycie byłoby zwyczajnie złe ;-)
2.      Podręczniki – do prowadzenia czegokolwiek wystarcza mi zazwyczaj sam bestiariusz(hłehłehłe) do danego systemu i czasami podstawka. Ta ostatnia jako, że zajmuje zazwyczaj sporo miejsca, leży sobie gdzieś na boku i czeka aż będzie potrzebna. Nie widać tego na zdjęciach, ale często mam w podręcznikach zakładki na najważniejszych zasadach. 
3.      Przybory kreślarskie – mazak zmazywalny, ołówki i długopisy. W takiej ilości by gracze, którzy przychodzą na sesje tylko z kartą postaci(przeciążenia to zła rzecz) też mieli czym pisać.
4.      Figurki bohaterów – na zdjęciu tylko trzy, ale niemal zawsze mam pod ręką pudło z zapasowymi.
5.      Kostki – również w takiej ilości, by hardcorowi gracze mający za sobą 10 lat grania nie musieli się martwić o przyniesienie własnych, w końcu nikt nie lubi się przeciążać.
6.      Dungeon Tiles – czyli klocki służące do układania lochów, pól bitwy, uliczek, kanałów itd. Używanie ich to takie dyskretne mrugnięcie okiem do czasów dzieciństwa, gdy z wytkniętym językiem jeździłem resorakami po dywaniku z ulicami i domami.
7.      Grid – mata z siatką calową, gdy zdarzy się walka w warunkach trudnych do oddania przy pomocy dungeon tilesów. Poza rysowaniem na niej tła można także szybko zapisać inicjatywę, odliczać malejące HP i robić zaawansowane plany taktyczne.
8.      Plaskacze – kiedyś używałem kolorowych pionków, potem żetonów domowej roboty, potem kupnych żetonów… a teraz używam głównie plaskaczy zwanych także kartonowymi figurkami(bądź z angielska „standami”). Robię je sam, lub używam tych przygotowanych przez Paizo. Nie ma sensu się rozpisywać bo blog jest naszpikowany ich zdjęciami i gotowymi do użytku, wystarczy poszukać pod tagiem plaskacze.