środa, 21 stycznia 2015

Mały powrót wielkiego człowieka*

Dobry rok mnie tu nie było, zaniedbałem moje kochane dziecko, mego pierworodnego blogaska. Postanowiłem wrócić do pisania hejtów na RPGowy świat i artykułów o RPG tak nieaktualnych, że wyniki wyszukiwania googla będą tylko wkurwiać potomnych.

Na początek mała wyliczanka co tam u mnie.
Wiem, że nikogo to nie interesuje, ale i tak się pochwalę.
- poprowadziłem kampanię D&D 4e, od pierwszego do 1 do 15 poziomu. Zaczęła się od odbijania zameczku na wyspach Moonshae a skończyła się na wyzwoleniu Neverwinter spod wpływów Valindry Shadowmantle. Łącznie ponad 40 sytych, minimum 5 godzinnych sesji. Jeden z graczy miał pisać raporty, ale jest nawet bardziej leniwy ode mnie, więc powstały chyba całe dwa. Biorąc pod uwagę moje podejście do zgodności z settingiem może to i lepiej.

- gram sobie w Pathfindera jako gracz, kampania Shattered Star. Moim zdaniem Paizo robi lepsze zasady gier niż pisze przygody, ale pograć się da.

- zacząłem niedawno prowadzić nieortodoksyjne 3.5 osadzone w Faerunie, w Dolinie Lodowego Wichru. Nieortodoksyjne bo mam houserule, sam sobie wymyślam przygody, przedmioty i wrzucam wszystko na co mam ochotę. Może powinienem spróbować 5e, ale już za późno. Mam nadzieję prowadzić to tak długo i wytrwale jak poprzednie 4e.

Przy okazji pragnę wspomnieć, że jako iż gram w edycję nieaktualną od kilku lat i przestarzałą, bo po drodze było 4e, Essentials, Pathinder, to od dzisiaj będę się tytułował retrogamerem i grognardem. Chyba właśnie o to chodzi w byciu tym typem gracza. Przynajmniej tak wnioskuję czytając o tych zjawiskach w sieci. 

Bycie grognardem zacznę z przytupem wrzucając obleśny rysunek paralityka walczącego z Pac-Manem z Czarnobyla.
Mam nadzieję, że póki co starczy, bo boję się szukać kolejnych, wiem jak u nas trudno o pomoc onkologa.

Trochę o D&D, nieślubnym dziecku Jesiennej Gawędy i Descenta.
Siedzę przed kompem, paczę co to się w mojej grze nawyczyniało i czytając komentarze o D&D 5e dostaje raka oczu. Na polterze piszą, że przygody do dupy bo to nie klimatyczny Warhammer tylko loszki. Zaskakujące odkrycie, godne orderu z ziemniaka. Mam nadzieję, że będą mieli litość i nie będzie recenzji Dungeon Master Guide w formie "dlaczego tutaj nie ma opisu Imperium i Chaosu?".

Jednak w sieci opinie są różne, od peanów zachwytu jakie to te nowe D&D fajne, do bólu dupy, że WotC wydało grywalny system a nie jakieś retrogamerskie gówno(chyba nie powinienem jako grognard tak pisać, ale jebać to). Taki standard można powiedzieć. Wizardom dostaje się za ponowne ruszanie Forgotten Realms, w opinii k10 idiotów obowiązkowo powinni wydać powtórnie Birthright, Mystarę i Ravenloft. Sprzedaż poszybowałaby w górę i osiągnęła mityczny pułap 100 sztuk. Ale wiadomo, że Forgotten Realms to zło konieczne bo setting jest nielogiczny i pełen przepaków, a już Drizzt i jego przemyślenia o byciu dobrym to piekący policzek wymierzony w kapliczki z Warhammerem i Jesienną Gawędą. Na Zachodzie Drizzt też jest be, bo tam wyewoluował typ gracza podobny do polskiego warhammerowca, różniący się tym, że nie gra dobrymi postaciami, gdyż woli mrocznych ninja czarnoksiężników. Dziwne podobieństwo trochę. Nie jestem znawcą teorii ewolucji, ale zdaje się, że ktoś już pisał o takim zjawisku.

Zadziwiająco wielu hejterów 3e i 4e nagle się obudziło i twierdzi, że 5e to właśnie ta edycja, w którą by wreszcie mogli zagrać. Bo przecież jest tak bardzo inna od wcześniejszych, w sensie, że nie wyszły jeszcze dodatki dla każdej klasy z cool powerz i optymalizacja nie istnieje. Nie to, że tak samo można grać w dowolną grę, ale D&D 5e jest lepsiejsze bo nie jest 3e i 4e..

Mnie Wizardzi pozytywnie zaskoczyli. Zapowiadałem, że nie kupię 5e jeśli w podstawce nie będzie pełnych 11 klas znanych mi z Podręcznika Gracza 3e. Panowie stanęli na wysokości zadania, dali mi te same klasy i jeszcze warlocka dorzucili, żebym nie nie miał się do czego przyczepić. Wychodzi na to, że będę musiał kupić pody. Grać pewnie nie będę zbyt szybko, bo MG w Łodzi niedobór, ale na półce podobno prezentują się ładnie.

Poczekam jeszcze z rok może dwa zanim kupię by upewnić się, że nie zostanę zaskoczony jakimś wydanym po cichu 5.5e mającym podobno łatać zasady a w rzeczywistości będącym zwykłym skokiem na kasę. Mam nadzieję, że tym razem Wizardzi pójdą po rozum do głowy i zamiast wydawania nowych podstawek dla imbecyli, pójdą w ślady Paizo i wydadzą podręczniki z nowymi klasami dla imbecyli. Tego sobie i przyszłym pokoleniom graczy życzę...

*nie mylić z fejmem, "wielkiego człowieka" bo jak wiadomo jestem nieżyciowym grubasem