poniedziałek, 17 czerwca 2013

Subiektywne Top 5 kobiet w filmach fantasy

Ostatnio różne rankingi zrobiły się popularne, więc i ja przedstawię swój. Od dzieciństwa lubowałem się w filmach fantasy, choćby nie wiem jak były kiepskie. Dzisiaj wyciągnę z nich to co najlepsze, czyli piękne kobiety. Wszystkie poza numerem 4 są z pewnością nie mniej kompetentne w walce ze złem, niż mężczyźni, numer 4 ma zaś inne zalety poza rozbijaniem głów.

1. Sandahl Bergman jako Valeria w Conanie Barbarzyńcy
Wielu mogłoby zarzucić Sandahl Bergman, że urodę ma typowo niemiecką. Nie należy ona do kanonu piękna lansowanego w mediach gdzie kobiety zawsze mają nienaganny makijaż i równe buzie z narysowanymi kredką brwiami. Ale niech pierwszy rzuci kamień ten kto nie jarał się jak flota Stannisa widząc ją w roli wojowniczej Valerii. Gdyby jednak ktoś nie uległ jej czarowi po tym filmie, niech ma się na baczności, to groźna kobieta. Sandahl Bergman zagrała bowiem nie tylko w Conanie, ale też jego w spin-offie pod tytułem Czerwona Sonja. Tam ponownie pojawiła się obok Ahnulda, tym razem w roli demonicznej królowej Gedren.

2. Dina Meyer jako Kara w DragonHeart
Podejrzewam, że jeśli ktoś ogląda filmy fantasy i SF to widział choć jeden z Diną Meyer. Moim pierwszym był DragonHeart(polecam!) gdzie zagrała Karę – rudowłosą, ognistą piękność z charakterkiem. Chyba od tamtej pory rudy jest moim ulubionym kolorem kobiecych włosów. Gdyby komuś było mało tej aktorki to grała także w Żołnierzach Kosmosu, Star Treku, Johnnym Mnemonicu i kilku częściach Piły. Raczej nie jest super znana, ale fantastyka i takie filmy to nadal pewnego rodzaju nisza. Nie ma co narzekać.

3. Ellie Chidzey jako Lux w Dungeons&Dragons: Wrath of the Dragon God
Druga część filmu Dungeons&Dragons, choć może być trudno w to uwierzyć, była gorsza od pierwszej. Jestem pewien, że gdzieś na dnie piekła jest specjalny kocioł dla reżyserów filmów spod znaku D&D. Sytuację ratowała Ellie grająca barbarzyńską wojowniczkę Lux. Co prawda grała koszmarnie, choć nie gorzej od reszty aktorów, ale wyglądała po prostu ślicznie. W filmie były jeszcze dwie inne kobiety – elfia i ludzka czarodziejka. Choć nie były brzydkie to moim skromnym zdaniem przy Lux mogły się schować. Nie wiem czy Ellie Chidzey grała w czymś jeszcze, jeśli tak to mam nadzieję, że się nie odzywała, ale za rolę Lux ma olbrzymiego plusa. 

4. Sarah McLeod jako Różyczka Cotton we Władcy Pierścieni
Nie Arwena, nie Galadriela, ani nie Eowina. Najwspanialszą kobietą trylogii Władca Pierścieni była Różyczka Cotton, w którą wcieliła się Sarah McLeod. Samwise Gamgee wiedział co bierze. Jak przystało na hobbita, worki kości go nie interesowały, wybrał prawdziwą kobietę i matkę swoich dzieci. Może nie jest tak zgrabna jak elfki i Eowina, ale ma piękny uśmiech i ciepło wypisane na twarzy. Jestem pewien, że król Elessar gdy znudziła mu się płaska, blada i nudna Arwena, po cichu marzył o kobiecie jak Różyczka Cotton. Sarah McLeod nie ma wielkiego dorobku artystycznego, ale ta trzecioplanowa rola we Władcy Pierścieni z pewnością dla wielu ją unieśmiertelniła.

5. Sienna Guillory jako Arya w Eragonie
Wiem, przed chwilą hejciłem elfie księżniczki. Nie potrafię jednak przejść obojętnie obok tej postaci. Arya nie pojawia się zbyt często w filmie, który też do najlepszych nie należy, ale gdy już jest to jej wygląd krzyczy „jestem elfią księżniczką i jestem piękna!”. Przynajmniej według mnie, może to te rude włosy? Podoba mi się jeszcze bardziej bo w przeciwieństwie do Arweny nie wygląda zawsze jakby dopiero co wyszła z kąpieli w mleku, ot zaprawiona w bojach elfka. Sienna Guillory jako aktorka musi być znana fanom fantastyki, grała w kilku częściach Resident Evil i krótko bo krótko w Wehikule Czasu. W zasadzie nie są to rewelacyjne filmy, ale znać wypada.

piątek, 14 czerwca 2013

Eberron 4e: Orc Stronghold

Raport z seji, która miała miejsce dawno temu, tak dawno, że nawet nie pamiętam daty. Zapowiada się ciąg dalszy przygód tej drużyny więc wypada raport wrzucić. Kontynuujemy wątek zaczęty w pierwszej przygodzie do Eberronu 4e. Postacie póki co bez zmian. 

Becky: half-elf rogue(trickster rogue), poziom 2
Sly Flourish, Acrobatic Strike, One-Two Punch, Burning Spray, Tumble, Trick Strike

Anastrianna: eladrin swordmage(assault swordmage), poziom 2
Aegis of Assault, Greenflame Blade, Sword Burst, Fey Step, Flame Cyclone, Burning Blade, Host of Shields

Vael: half-orc fighter(great weapon fighter), poziom 2
Combat Challenge, Combat Agility, Cleave, Threatening Rush, Punishing Charge, Furious Assault, Battle Fury Stance, Comeback Strike

Fargrim: dwarf artificer(battlesmith), poziom 2
Magic Weapon, Thundering Armor, Dwarven Resilence, Curative Admixture, Burning Weapons, Icebound Sigil, Restorative Infusion

27 Olarune 998 Roku Królestwa
Po dwóch dniach męczącej drogi w kierunku Cienistych Marchii bohaterowie znaleźli się przy granicach niegościnnego terenu zwanego Droaam. Z wiedzy Anastrianny wynikało, że jest to kraina zamieszkana głównie przez rozmaite potwory, z orkami i ogrami na czele. Droaam rządziły trzy potężne wiedźmy zwane Córami Sora Kell i bardzo dbały by nikt im tej władzy nie odebrał. Z drużyny jedynie Vael jako półork mógł uchodzić za miejscowego przez co podróż na przełaj Droaam stanęła pod znakiem zapytania. Ostatecznie drużyna postanowiła wkroczyć na ów wrogi teren, ale miała zamiar trzymać się z dala od głównych szlaków i unikać bycia dostrzeżonym. Wszystko szło by pięknie gdyby nie fakt, że podczas postoju w lesie usłyszeli jak wzdłuż drogi idącej w oddali przemieszcza się jakiś oddział. Becky, która zakradła się by wybadać sytuację, doniosła, że drogą poruszał się oddział zbrojnych orków i wiódł ze sobą dwójkę ludzi. Ludzie byli skrępowani i prowadzeni byli niczym zwierzęta na rzeź. Co gorsza orkowie kierowali się do niewielkiej kamiennej budowli w lesie, która to znajdowała się na drodze drużyny. Szybka narada zaowocowała podjęciem decyzji o próbie odbicia niewolników.

Bohaterowie nie kryjąc się ruszyli w kierunku kamiennego kompleksu. O dziwo udało im się dojść do samego wejścia bez alarmu ze strony orków. Ci najwyraźniej czuli się bardzo pewni siebie bo nie trzymali wart przy drzwiach i pierwszych wrogów bohaterowie napotkali zaskoczonych bezczelnością przybyszy. Trzech orków i 2 wielkie robaki, trzymane najwyraźniej jako zwierzęta domowe szybko padły pod atakiem drużyny. Niestety walka zaalarmowała orków w dalszych komnatach. Drużyna ruszyła do ataku na tuzin orków dowodzonych przez czarownika i berserkera. Tym razem walka nie była tak prosta jak poprzednia, bo jak zwykle okazało się, że ilość nie znaczy jakość. Większość orków stanowili niedoświadczeni wojownicy, którzy składali się od jednego ciosu(10 minionów ;-)) i ginęli z łatwością od ataków obszarowych Anastrianny. Po walce bohaterowie uwolnili niewolników, których widzieli gdy kryli się w lesie i kazali im czekać na siebie lub uciekać gdyby dostrzegli orków. Sami zaś ruszyli do dalszej części kompleksu. Czekał tam na nich rozwścieczony dowódca orków w asyście dwóch ochroniarzy. Orkowie ruszyli i już od pierwszych sekund starcia jasne było, że to spotkanie może być ostatnim dla drużyny. Dowódca był potwornie twardy, samemu udało mu się powalić Anastriannę oraz potężnym ciosem rozbić Vaelowi czaszkę. Co prawda Becky wraz z Fargrimem dali radę go zabić a potem wykończyć jego obstawę, ale gdy opadł bitewny kurz było już wiadomo, że zwycięstwo przepłacili śmiercią Vaela.

Półork został pochowany w lesie pod stertą kamieni po czym reszta drużyny postanowiła odprowadzić oswobodzonych ludzi do granic Droaam. Jeden z uratowanych zadeklarował, że z chęcią dołączy do drużyny skoro mają zamiar przebijać się przez ten niegościnny kraj, gdyż jak powiedział, pała rządzą zemsty na orkach, którzy pokonali go podstępem i wzięli w niewolę. Ów nieznajomy zwał się Jared Damaskinos i choć wydawał się podejrzany, bohaterowie postanowili przyłączyć go do swojej grupy. On zaś po usłyszeniu ich opowieści i celu podróży stwierdził, że nie dba o to gdzie i z kim, ale pragnie walczyć i zabijać wrogów…


Uwagi posesyjne: w ostatniej walce Vael, czyli moja postać, zginął. Będąc ciężko rannym dostał potężnego krytyka za 29 i momentalnie spadł na wartość ujemną bloodied co w 4e oznacza natychmiastową śmierć. Anastriannie bez niczyjej pomocy udało się ustabilizować. Gdyby nie seria „1” i „2” na kościach to orc chcieftan – elite brute 8 poziomu – zmasakrowałby nas sam. Jak DM później wyjaśnił przygoda pochodziła z Dungeon Delve i była przeznaczona dla 5 postaci na 3 poziomie. Usunął co prawda jednego wroga z finałowej walki, ale nie zmieniło to za bardzo balansu sił, z jednym strikerem na drugim poziomie to i tak cud, że nie było TPK. Zdarzają się takie sytuacje i śmierć mojego praworządnego dobrego półorka z rąk dzikiego orka uznaję za pewien rodzaj przeznaczenia ;-). DM zdając sobie sprawę z błędu w obliczeniach pozwolił mi nawet na wskrzeszenie tej postaci, ale zdecydowałem, że los tak chciał i nie ma co się rozdrabniać. Zresztą pewnie i tak bym był jeszcze brzydszy po takim ciosie w łeb. Jared Damaskinos to moja nowa postać wymyślona na szybko gdy musiałem zdecydować kim mają być więźniowie by z nich dobrać kogoś dla siebie. Miał być ludzkim neutralnym paladynem, ale po namyśle postanowiłem, że będzie to Blackguard z Vice of Fury należący do dość nowej rasy w D&D zwącej się Vryloka(Vrylokas?). Drużyna wspaniałomyślnie przekazała mi nawet sprzęt po poległym towarzyszu bym nie musiał na następnej sesji biegać z sękatą maczugą. Miejmy nadzieję, że Jared będzie miał więcej szczęścia od półorka.

czwartek, 13 czerwca 2013

Karnawał Blogowy #44 - ulubiony potwór

W ramach 44 edycji Karnawału Blogowego postanowiłem napisać czym taki skromny Krzemień jak ja, lubi ciskać w Poszukiwaczy Przygód podczas sesji D&D. Potworów, które lubię jest więcej, ale te tutaj to moje ścisłe top 5 wszech czasów. Mimo iż ma to być top 5 to kolejność jest w dużej mierze przypadkowa, nie miałbym serca do decydowania, którego stwora z tych poniżej lubię najbardziej.

Ogry

Jak tu nie kochać ogrów. Wielkie silne prymitywy z zadatkami na świetnych barbarzyńców i wojowników. Niezależnie czy prowadzi się dla postaci na 2 czy 9 poziomie, ogry zawsze będą świetnymi przeciwnikami. Oczywiście drużyna na poziomach 5+ może brać kilka ogrów na raz na klatę, ale co może być lepszego od koszenia gigantów(fabuła w D&D, hehehe). D&D daje nam możliwość rzucenia na graczy także ogrowego maga, tak na wszelki wypadek gdyby nawalanie maczugą było słabe, można opornych popieścić Stożkiem Zimna(a potem walnąć maczugą!).

Lillend

Lillendy są zawsze dobre z charakteru, ale postacie graczy nie muszą o tym wiedzieć. A taki kilkumetrowy stwór przypominający skrzyżowanie elfa z latającym wężem musi robić wrażenie. Dodatkowo gdyby gracze jednak walczyli z lillendem to mogą być lekko zszokowani jak silne jest to piękne stworzenie. Lillend to także okazja do pokazania mniej potwornej strony DeDekowych istot, w końcu nie wszystko musi być zbitką pazurów, zionięć i dewastujących czarów(choć w sumie też bywa dewastujący). Lillend znalazł się w tym zestawieniu nieprzypadkowo, to pierwszy stwór jakiego opis przeczytałem jadąc do domu ze świeżo zakupioną Księgą Potworów kilkanaście lat temu.

 Hobgobliny


Mechanicznie i fabularnie hobgobliny to idealni żołnierze, prawdziwi Szturmowcy goblińskiego rodzaju. Z hobgoblina można zrobić wszystko – dobrego wojownika, łucznika, łotrzyka albo nawet kapłana. A jak się nie chce kombinować to można zalać graczy hordą zwykłych hobgoblinów. Aż dziw, że mimo swojej fajności tak rzadko są używane w przygodach i książkach spod znaku D&D. Od czasu trylogii Smoczej Lancy nie przypominam sobie by gdzieś pojawiały się w większych ilościach, a te w Lancy były trochę pocieszne.


Baelnorn

Licze są fajne. Dobrze jest mieć pod ręką nieumarłego czarownika, który może zasypać Poszukiwaczy Przygód gradem zaklęć i nie jest tak kruchy i słaby fizycznie jak żywi czarownicy. Baelnorn to dobry licz powstały z potężnego elfiego maga, który w ten niecodzienny sposób przedłuża swoje i tak wielowiekowe życie. Sposobów na wplecenie takiego licza do kampanii jest sporo. Może być nauczycielem drużyny, doradcą, a jeśli są źli to może stanowić ostatecznego wroga dla bandy złoczyńców. Ten stwór jako jedyny nie pochodzi z Księgi Potworów I, można go za to znaleźć w Potworach Faerunu, gdyż należy do typowych stworów z Zapomnianych Krain.  


Smoki

Co może być lepsze od potężnego smoka? Jeszcze potężniejszy smok. Nie gra się w D&D by całe życie klepać gobliny i orków, czasami trzeba zmierzyć się z prawdziwym potworem. Smoki to szeroka kategoria wrogów, od małych bestii o inteligencji dziecka po starożytne wyrmy, które posiadają wiedzę gromadzoną przez wiele stuleci i czarują jak najpotężniejsi zaklinacze. Jeśli Mistrz Podziemi bardzo nie lubi swojej drużyny to może użyć takiego antycznego jaszczura, który jest świadomy swojej potęgi, do przytemperowania bohaterów jeśli myślą, że są nieśmiertelni. Smok to także świetny materiał na źródło wiedzy i tajemnic, bo kto może wiedzieć więcej o świecie niż jaszczur, który przez stulecia życia mógł być świadkiem rozwoju i upadku wielu cywilizacji.

wtorek, 11 czerwca 2013

Rzut Krzemieniem w hobby


Śmierć i chwała
Podobno RPG umiera. Przynajmniej tak mówią w Internetach, a jak mówią to Mądre Głowy Fundomu to już w ogóle musi to być prawda. U mnie co prawda RPG nie umiera bo regularnie pasę je tłustymi sesjami, ale wieści ze świata są niepokojące. Być może u mnie ciągnie tak dobrze bo używam starych i sprawdzonych pasz(w fundomie mówi się „mainstreamowych”) w postaci D&D i Pathfindera. W sumie mogę się pochwalić, że kampania Forgotten Realms, którą prowadzę i Skull & Shackles, w której jestem graczem to już dość tłuste świnie. Z moich obserwacji wynika, że ludzie grają, a przynajmniej więcej ludzi pisze na blogach, że gra. Jak zaczynałem pisać bloga to wiedziałem, że poza mną w Polsce grają jeszcze dwie osoby, teraz mógłbym wymienić z dziesięć. Może faktycznie RPG umiera a ja o tym nie wiem. Gdy zaczynałem grać w RPGi ogólnie to po wizycie w lokalnym sklepie hobbystycznym mogłem odnieść wrażenie, że w moim mieście(pośmiejmy się – Łódź) będę grał tylko ja i moja drużyna. Wtedy nie było Internetu(telegazeta królowała) i być może nie miałem okazji spotkać tysięcy ludzi, którzy turlali obok mnie kostkami będąc jednocześnie tak blisko i tak daleko. Dzisiaj to co wydaje mi się dużo, może być niczym w porównaniu z ogromem naszego hobby w Starych Dobrych Czasach, które w języku Mądrych Głów Fundomu zwą się „Czasami Przed Wymieraniem RPG”. Kto inny słysząc takie rewelacje mógłby się załamać, zabrać swoje styrane podręczniki do antykwariatu i wziąć za nie 1/5 bazowej wartości. Ja jednak jestem urodzonym oportunistą i nie mam zamiaru pozwolić moim wypasionym RPG umrzeć. Pompuję równy strumień kasy w rozmaite akcesoria do hodowli RPG i gram tak często jak to możliwe, czyli średnio 2 razy w tygodniu(jakby ktoś z Łodzi i okolic pragnął dołączyć to zapraszam, wiecie jak mnie znaleźć). Czy RPG umierasz? Nie na mojej zmianie – to moje zdanie w tym tamacie.

Podli Naziemcy
Słyszałem też, że RPG wróciło do podziemia. Ogólnie miałem taki okres z 5 lat temu, że grałem 2 razy w roku, może wtedy przegapiłem kiedy RPG wyszło z podziemi. Wtedy zajęty swymi sprawami zapewne nie odnotowałem reklam RPG na każdym rogu, stołów do gry na szkolnych boiskach i w parkach. Prawdopodobnie wróciłem do RPG kiedy znów w największych telewizjach i portalach informacyjnych zwijano wielkie reklamy RPG by po krótkim czasie dominacji na powierzchni zepchnąć je z powrotem do najciemniejszych piwnic, zwanych czasami undergroundem(lub Underdarkiem dla DeDekowców). W sumie bardzo możliwe, że RPG stało się jeszcze bardziej undergroundowe niż za czasów mojej młodości. Teraz jak jakiś małolat weźmie karabin ojca i zabije kilku kolegów i nauczycieli to nie szuka się jego powiązań do piątego pokolenia wstecz z RPGowcami tylko zwyczajnie po chamsku zwala się winę na telewizję i przemoc w grach(o zgrozo!) komputerowych. Kiedyś po czymś takim puszczaliby w kółko kilka scen z Mazes & Monsters, które oprócz koszmarnego aktorstwa Toma Hanksa straszyłyby też wizją chorób psychicznych i wiecznego potępienia po grze w RPG. Kiedyś to nawet mieliśmy własne Rozmowy w Toku, kiedy to osobnik o zaciemnionej twarzy mówił w Rowerze Błażeja jak to RPG zniszczyło mu życie. Czasy prosperity można rzec, czyż nie? Teraz to najwyżej ludziska narzekają między sobą w undergroundzie, że Team Speak czy inny Skajpaj nie działa a oni by chcieli bez wychodzenia z domu poeRPeGować…

Potężni wrogowie
Planszówki. W uszach fanów RPG to słowo powinno brzmieć jak „gwałt analny gorącą lokówką”. Ludziska przekonują, że RPG umrze a schedę po nim przejmą gry planszowe. Bo są proste, szybkie i nie trzeba myśleć. A takie RPG – trzeba zgromadzić na kilka godzin podobnych do siebie socjopatów i zmusić ich do zabawy drużynowej. Trzeba godzinami liczyć ile ci ginący od jednego czaru wrogowie mają AC i HP. Wreszcie trzeba czasami wyjść z ciepłej i przytulnej piwnicy rodziców i przejść się do takiej samej piwnicy kolegi z osiedla, zgroza. A w planszówki gra się szybko łatwo i przyjemnie, nawet te rozbudowane nie wymagają tyle wysiłku i przygotowań co nawet najprostszy RPG. No ale w planszówkach stojąc na zewnętrznym kręgu planszy do Magii i Miecza możemy iść tylko w prawo lub w lewo, by czasami dojść do mostu. W RPG będąc w Londynie też możemy iść w prawo lub w lewo chcąc dotrzeć do Chin. Ale możemy także zacząć kopać. Co prawda taki quest z dokopaniem się do Chin zająłby pewnie kilka sesji i zdemolował naszemu MG kampanię, ale nikt nam nie zabroni spróbować. Warto także wspomnieć o innym aspekcie RPG, którego brakuje w planszówkach. W RPG z wielką wprawą możemy sobie leczyć kompleksy. Taki Stasiu co go koledzy biją w szkole może stać się potężnym wojownikiem, przed którym sam Conan klęknąłby do miecza. Część planszówek również daje możliwość wcielenia się w potężną postać, ale co z tego skoro nie można nikomu dać wpierdol za zaczepkę w karczmie. Już nie mówiąc o tym, że chyba mało jest planszówek o zabijaniu wieśniaków, gwałceniu wieśniaczek i paleniu wsi…

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Dragon Age RPG: The Dalish Curse #1


Tradycyjnie w długi weekend nie dało się skrzyknąć pełnej drużyny do kampanii Zapomnianych Krain, postanowiłem więc, by nie marnować niedzieli poprowadzić Dragon Age RPG wydane przez Green Ronin Publishing. Na system ten od dłuższego czasu miałem fazę więc skrzyknąłem chętnych i po krótkim wprowadzeniu poprowadziłem startową przygodę z Set 1. Postacie graczy prezentowały się następująco:

Angus: fereldan freeman, klasa warrior
Garrick Silverfinger: fereldan freeman, klasa rogue
Fergus: circle mage, klasa mage

Bohaterowie zaczęli swoją przygodę w Hampstad, niewielkim miasteczku na wschodzie Ferelden. Angus i Gerrick kończyli właśnie swoją roczną służbę w lokalnej straży kiedy zostali wyciągnięci z koszar przez kapitana Otto Berwalda, który wręczył im rozkaz udania się do wioski na północy zwącej się Vintiver. Mieli się tam stawić na prośbę Siostry Ardy, która prosiła o pomoc w rozwiązaniu problemu nękającego wioskę. Do pomocy przydzielono im młodego czarodzieja Fergusa, który wraz ze swoim nauczycielem z Kręgu, Nathanielem Fullerem, przebywał aktualnie w Hampstad. Bohaterowie zostali wyposażeni w stosowny list polecający, konie i kilka drobniaków by nie musieli spać pod gołym niebem, co dla chorowitego Fergusa mogłoby się źle skończyć. Do Vintiver, leżącego na skraju Lasu Brecilian były 2 dni konnej jazdy z Hampstad. Pierwszego dnia przed wieczorem bohaterowie dotarli do przydrożnej karczmy, w której spędzili wieczór podczas którego Garrick przegrał trochę pieniędzy w karty, ale wytargował także niezłą cenę u karczmarza za pokój. Następnego dnia przed wieczorem bohaterowie stanęli przed wyborem czy pospieszyć podróż i dotrzeć w nocy do Vintiver czy przenocować w karczmie oddalonej odrobinę od głównych traktów. Wybrali karczmę i gdy do niej zajechali przywitała ich jedynie nienaturalna cisza oraz ciemność. Szybko okazało się, że kilka dni wcześniej ktoś na ową karczmę napadł, zabił karczmarza i zrabował wszystko co się dało łącznie z żywym inwentarzem. Podczas inspekcji budynku znaleźli zamknięte drzwi do piwnicy, które postanowili otworzyć. Garrick, który pierwszy zszedł na dół natknął się kilka dziwnych stworów, które na pierwszy rzut oka wyglądały na mieszkańców karczmy przemienionych w ghule za sprawą Plagi. Trzy potwory nie stanowiły problemu dla zbrojnych i czarodzieja, ale ich obecność sprawiła, że noc spędzili zamknięci w jednym z pokojów trzymając warty i nasłuchując odgłosów w ciemnościach.

Nad ranem pochowali mieszkańców karczmy i z zamiarem powiadomienia o odkryciu stosownych władz ruszyli w drogę do Vintiver. Po dojechaniu w okolice wioski dostrzegli w oddali farmę, przez którą prowadziła do Vintiver droga. Gdy przejeżdżali przez farmę Angus dostrzegł leżące na drodze zwłoki i czające się wśród resztek zbóż wilkopodobne stworzenie. Chwilę później okazało się, że bestie są cztery i ruszają do ataku na bohaterów. Konie dały drużynie przewagę szybkości, ale mimo to walka z czterema Blight Wolfami była ciężka i zaowocowała wieloma ranami. Po zabiciu wilków ciężko ranni bohaterowie schronili się w pobliskiej stodole by przy pomocy magii Fergusa wyleczyć rany. Nieoczekiwanie w stodole znaleźli ciężko ranną dalijską elfkę, która nim straciła przytomność od ran odniesionych zapewne podczas spotkania z wilkami, także schroniła się w stodole. Przy pasku miała niezwykły przedmiot w postaci pękniętego ogniwa srebrnego łańcucha, który Fergus zidentyfikował jako kawałek czegoś większego, co służyło do pętania demonów. Ten kto dzierżył ów przedmiot mógł walczyć z demonami sprawniej niż normalnie. Ogniwo przypadło Angusowi, którego miecz do tej pory siał największe zniszczenie wśród wrogów. Po podleczeniu Garrick przekradł się do domu na farmie w poszukiwaniu ocalałych, ale odnalazł jedynie trupy pomordowanych domowników. Dostrzegł także, że od strony Vintiver zmierza grupa ludzi z pochodniami i improwizowanymi farmerskimi broniami. Powrócił do towarzyszy i postanowili, że tymczasowo obecność elfki utrzymają w tajemnicy.

Tłum składał się z mężczyzn prowadzonych przez rosłego człowieka w kowalskim fartuchu i miejscowego bajlifa(w oryginale warden, ale takie tłumaczenie uzgodniliśmy na szybko). Kowal Coalan, samozwańczy przywódca ludzi z Vintiver zażądał od bohaterów wyjaśnień, zrobił to w taki sposób, że niemal doszło do bójki, której zapobiegł bajlif Tarl Dale, przywołując obie strony do porządku. Bohaterowie wyjaśnili, że przybywają z Hampstad jako oczekiwana pomoc i również pragną wiedzieć co się tu w okolicy dzieje. Rozmowa była w kółko przerywana przez Coalana, aż wreszcie Garrick odciągnął go na bok i zagadał pod pretekstem naprawy ekwipunku na dużą sumę. Tarl Dale wyjaśnił, że jakiś czas temu na Festiwal Plonów przyjechał do Vintiver tabor dalijskich elfów i podczas imprezy Coalan trochę się poprztykał z jednym z elfich wojowników. Konflikt udało się załagodzić i mieszkańcy Vivinter pożegnali się z elfami w przyjaźni, ale od czasu ich wyjazdu wioska stała się celem ataku potworów Plagi i niektórzy mieszkańcy pod wpływem Coalana są przekonani, że elfy rzuciły na nich klątwę. Bohaterowie wyjawili Tarlowi, że znaleźli nieprzytomną elfkę. Postanowiono, że przewiozą ją do kaplicy gdzie obejrzy ją Siostra Arda. Oczywiście Coalan słysząc, że znaleziono elfkę wykorzystał to jako argument do podburzenia tłumu przeciwko bohaterom a żądny krwi tłum zakrzyknął coś o paleniu na stosie. Na szczęście Siostra Arda i Tarl Dale razem z bohaterami przemówili ludziom do rozumu i tłum się rozszedł. Jedynie Coalan kręcił się gniewnie przed kaplicą i szukał okazji do zaczepki. W kaplicy elfka Eshara odzyskała przytomność i opowiedziała swoją historię. Według jej słów po odjechaniu z Vintiver elf, który miał zatarg z kowalem był bardzo niespokojny i starsi puścili go na zwiad by miał czas pomedytować i się wyciszyć. Harallan, bo tak się zwał, nigdy z tego zwiadu nie wrócił i to samo stało się z tymi, którzy ruszyli by go szukać. Wreszcie tabor został zaatakowany przez pomiot Plagi a elfy pozostałe przy życiu uprowadzone do budowli w lesie. Eshara dała radę uciec z tego miejsca a po drodze, uciekając po omacku chwyciła srebrne ogniwo, które przy niej znaleźli. Zdołała uciec przed pogonią spaczonych wilków na farmę przy Vintiver, której niechcący przyniosła zgubę. Fergus wytłumaczył reszcie, że jeśli Harallan był wściekły to mógł stać się łatwym celem dla Demona Szału i zapewne to on stoi za niedawnymi wydarzeniami. Bohaterowie uradzili, że poczekają do jutra i spróbują odnaleźć budowlę z opowieści Eshary i przygotują wioskę do obrony, bo jeśli demon opętał elfa to z pewnością celem jego zemsty będzie Coalan.

Wieczorem nie mogąc pozbyć się natrętnego Coalana, który na każdym kroku dyskredytował poczynania bohaterów, Angus rzucił mu wyzwanie w siłowaniu się na rękę. Pojedynek oczywiście wygrał, czym tylko bardziej zraził do siebie kowala, gdyż ten porażkę przyjął z ledwo tłumioną furią.

 CDN.