czwartek, 27 sierpnia 2009

sobota, 22 sierpnia 2009

Karnawał Blogowy cz3. Niezapomniana sesja

Nie pamietam już, który to był rok, prawdopodobnie w okolicach 2003-2004. Na półkach sklepów ukazała się trzecia edycja D&D, która niezwłocznie zakupiłem w jednym z łodzkich empików. Skrzyknąłem drużynę, moich starych kumpli z, którymi dotychczas grałem w WFRP/AD&D/MERPa.

To był nasz „start” w 3 edycji. Jeszcze przed sesją upewniłem się, że każdy ma dostęp do Podręcznika Gracza i poprosiłem o koncepty postaci. Światem w którym rozgrywaliśmy pierwsze przygody był Greyhawk, bazowaliśmy na tym słynnym beznadziejnym podręczniku do niego wydanym przez WotC.

Gracze stanęli na wysokości zadania i przedstawili mi swoje postacie. Byli to:
Lananier: półelf tropiciel, ekspert łuku i karczemnych burd, chaotyczny dobry
Hektor: człowiek barbarzyńca, przedłużenie ogromnego miecza dwuręcznego, chaotyczny neutralny
Digrif Doomhammer: krasnolud tropiciel, obsługant dwóch krótkich mieczy, przaworządny dobry
Pączek Róży: elf druid(tak, wiem imię miał rozwalające…), niewiadomoco, chodził po lesie i tańczył, chciał biegać po śniegu jak Legolas, neutralny

Scenariusz, który poprowadziłem był dość luźno inspirowany scenariuszem gry Resident Evil ;). Gracze musieli tradycyjnie rozwiącac problem wioski – tym razem nękanej przez nieumarłych. Dokładnego biegu wydarzeń sobie nie przypominam ale w pamięci postały mi pewne sceny, zwłaszcza te, które wywarły na graczach największe wrażenie:

- niby pierwszy poziom ale gracze już na starcie czuli się jak bohaterowie. Nie było pytań „a co będziemy z tego mieli?”, ochoczo zgodzili się pomóc wieśniakom, jak przystało na herosów.

- mała dziewczynka, która zaginęła wraz z matką w lesie znajduje się na leśnej polance. Graczom wydaje się, że płacze nad zwłokami martwej matki. Dopiero gdy do niej podeszli okazało się, że ona również nie żyje i stała się małym upiorkiem a teraz pożywia się na zwłokach matki. Gracze byli tak zszokowani, że nie wiedzieli czy ją klepać czy ratować.

- na poczatku odpowiedzialnego za ten chaos kapłana poprostu pojmali i mieli mu darować życie jednak gdy okazało się, że tych zainfekowanych nie da się juz uratować druzyna wykonała na nim z zimna krwią egzekucję poprzedzoną kłótnią o prawo do wymierzania sprawiedliwości w ten sposób.

- walka z zombiakami ze zwłok porwanych z wioski noworodków, trauma jak po obejrzeniu noworodka na suficie z Trainspotting. Po raz kolejny zanim zaczęli je rozbijać zastanawiali się czy to słuszne i etyczne.

- zapędzenie zainfekowanych, którzy błyskawicznie stawali się nieumarłymi do stodoły i podpalenie jej. Albo my albo oni, nie uratujemy ich już więc trzeba ich poświęcić.

Sesja zakończyła się walką z dziesiątkami nieumarłych. Noc, cała wieś płonie, część graczy, resztki zdrowych ludzi uciekają przez umarłymi roznoszącymi zarazę, a gracze starają się ratować niedobitków i swoje tyłki przy okazji. Sceny jak nocny najazd dzikusów w 13 Wojowniku. Po wszystkim przyszedł deszcz. Nad ranem okazało się, że wygrali wojnę o życie, styrani, zmęczeni i wdzięczni za możliwość obejrzenia wschodu słońca.

Przygoda była mroczna, było w niej wiele zła i makabry ale do tej pory widzę tych 4 bohaterów toczących nierówną walkę na polu bitwy oświetlanym łunami pożarów.