czwartek, 30 września 2010

Orcs of Stonefang Pass - recenzja przygody

Jako, że członkowie drużyny, której teraz prowadzę mają 5 poziomy doświadczenia postanowiłem poprowadzić im jakiegoś gotowca. Wybór padł na Orcs of Stonefang Pass, najnowszą przygodę wydaną przez Wizards of the Coast

Orcs of Stonefang Pass do druga przygoda z serii oznaczonej HS. Jest to 32 stronicowy zeszyt przygotowany z myślą o 5-6 graczach będących na 5 poziomie doświadczenia. W niewielkim stopniu łączy się z poprzednią przygodą pod tytułem The Slaying Stone ale bez problemu można poprowadzić ją jako twór niezależny od poprzedniczki.

Wysoki standard wydania to już norma w przypadku produktów czwartoedycyjnych, lakierowana okładka, pełen kolor w środku i dwustronna mapa taktyczna dwóch ważnych dla przygody lokacji gdzie będą toczyły się najbardziej zajadłe bitwy.

Jak przystało na przygodę do czwartej edycji fabuła nie jest specjalnie skomplikowana ale nie jest też jedynie pretekstem do bezmyślnej siekaniny. Bohaterowie zostają wynajęci przez krasnoludy z klanu Błyszczącej Tarczy do odbicia tytułowego Przesmyku Kamiennego Kła z rąk niegodziwych orków, którzy złupili krasnoludzkie miasto tym samym blokując trakt handlowy w Górach Żelaznej Ściany. Poza głównym wyzwaniem do dyspozycji Mistrza Podziemi oddano jeszcze jeden wątek poboczny, który wprowadzony może dodać kolorytu przygodzie i przynieść więcej momentów do odgrywania postaci.

Ukończenie wszystkich 11 spotkań przedstawionych w przygodzie da graczom około 17000 punktów doświadczenia do rozdzielenia między uczestników przygody. Nie wliczyłem tutaj spotkań losowych, które choć opisane na końcu nie wnoszą nic do fabuły. Mogą się jednak przydać gdy np ktoś z drużyny nie ma jeszcze 5 poziomu a MG chce by wszyscy byli jednakowo przygotowani na trudy walk w krasnoludzkiej twierdzy.

Same opisane spotkania to kwintesencja fajności tej przygody, są dość trudne, logicznie ułożone w całość i rozegranie ich bądź pominięcie ma faktyczny wpływ na rozwój fabuły. Zdarza się, że podczas jakiejś walki pole bitwy zmienia się dynamicznie np przez miejscowe trzęsienia ziemi przez co czasami w trakcie spotkań role zwycięzców i pokonanych mogą się zmieniać. Kolejne wyzwania odkrywają przed bohaterami prawdziwe niebezpieczeństwo tkwiące w podziemiach twierdzy i zmieniają klimat przygody z typowego hack&slasha na walkę z czasem. Same lokacje mają kilka smaczków sprawiających, że rozgrywka może być bardzo emocjonująca, by nie spojlerować zbyt wiele wspomnę tylko o spotkaniu z olbrzymim automatonem otwierającym przejścia w twierdzy. Wypełnienie wszystkich zadań nie jest szczególnie trudne ale przynosi satysfakcję, herosi mają szansę na zdobycie sławy i pieniędzy przez co każdy powinien być zadowolony.

Ukończenie przygody typowej, 5 osobowej drużynie powinno zając od dwóch do czterech 4-5 godzinnych sesji, w zależności od tego czy DM zdecyduje się na wykorzystanie wszystkich 11 spotkań. Kilka z nich można bez problemu pominąć przez co scenariusz może być odpowiednio skrócony. Również dostosowanie go do mniejszej ilości graczy nie stanowi problemu. Zazwyczaj jest to kwestia usunięcia kilku przeciwników z opisanego spotkania.

Jest to naprawdę fajna przygoda, pasująca do niemal każdej drużyny i dająca wiele swobody zarówno Mistrzowi Podziemi jak i graczom. Mimo, że opiera się na typowym 4 edycyjnym schemacie uporządkowanych wyzwań to sam Przesmyk Kamiennego Kła może być wykorzystany jako baza dla własnych pomysłów, w tej kwestii przygoda przypomina trochę staroszkolne moduły gdzie podany był jedynie opis lokacji a fabuła zależała od poczynań drużyny.

W skali 1-10 przygodzie daje mocne 7+ i polecam ją jeśli komuś brakuje aktualnie pomysłów na własne scenariusze.

piątek, 10 września 2010

Raport z kampanii 3: Stare Krainy na nowej mechanice

Po krótkiej przerwie w prowadzeniu 4e spowodowanej nagłą chęcią poprowadzenia settingu Dawnforge wracamy do klasycznych Krain. Skład inny niz poprzednio ale to juz u mnie norma. Przygoda była prosta gdyż jej głównym zadaniem było przypomnienie zasad 4e i ich przyśpieszona nauka.

Postacie graczy:
Aravilar Nihmedu – eladrin swordmage(wariant – shielding swordmage)
Varis – half-elf warlock (wariant – infernal pact warlock)
Brat Pieter – human cleric of Ilmater (wariant – devoted cleric)

Przygoda zaczęła się Zazesspurze, jednym z miast Tethyru. Varis i Aravilar dowiedzieli się, że świątynia Ilmatera chce nająć poszukiwaczy przygód do jakiejś misji. Wyruszają tam i na miejscu spotykają brata Pietera, który został oddelegowany do pomocy w wykonaniu zadania. Opat zakonu, starszy kapłan Ilmatera – ojciec Emdegar Tools wyjaśnia im, że pewna wioska w Górach Gwiezdnej Iglicy skarży się na dziwne zjawiska zachodzące w jej pobliżu. Mieszkańcy, a w zasadzie stara przyjaciółka opata zwróciła się do kapłanów o pomoc w zbadaniu tej sprawy. Herosi dostają niewielką zapłatę za kilkudniową podróż wypłacona z góry i ruszają do Południowej Grani – bo tak właśnie nazywa się owa wioska leżąca na południowych zboczach Gór Gwiezdnej Iglicy.

Po przybyciu od znajomej Emdegara – Meary, która okazuje się być karczmarką i nieformalnym przywódcą społeczności dowiadują się, że problemem są tajemnicze zielone ognie pojawiające się w górach, do tego dochodzi fakt iż kilka dni temu urwał się kontakt latarnią morską położoną na północ od wioski w miejscu gdzie góry urywają się nad Morzem Mieczy. Wóz z dostawą prowiantu do latarni zaginął a sama latarnia o ile wiadomo nie świeci bądź też świeci nieregularnie i „dziwnie”.

Bohaterowie postanawiają najpierw zbadać latarnie. W jej pobliżu dostrzegają zielony płomień na wzgórzu, na tyle jasny by mógł zmylić statki wypatrujące latarni. Postanawiają go chwilowo zignorować i czym prędzej udać się do latarni. Gdy zeszli ze stoku znaleźli roztrzaskany o ostre skały statek, który prawdopodobnie kierował się niewłaściwym światłem. W ciemności majaczą jakieś zgarbione sylwetki, które powoli zmierzają ich w stronę. Okazuje się, że są to ghule żerujące na szczątkach załogi. Kilka chwil później ghule leżą martwe a drużyna ma okazje przeszukać wrak. Znajdują kilku martwych członków załogi solidnie już ponadgryzanych. Po pochowaniu ich na plaży ruszają do latarni. Po drodze Pieter doznaje wizji, w której widzi cierpienie i zło promieniujące z tego miejsca.

Latarnia okazuje się być wielką konstrukcją z kamienia opartą jedną ze ścian na stromym klifie. Na wszystkich 4 kondygnacjach chwilowo panuje ciemność. Aravilar wywarza drzwi zamknięte od środka i wchodzą na parter. Tutaj napotykają latarnika i jego rodzinę, którzy stali się jakąś formą nieumarłych, podobną do zombich ale wyposażonych w możliwość plucia na odległość trującą wydzieliną. Dzięki mocy Turn Undead brata Pietera walka kończy się zwycięstwem drużyny z niewielkimi stratami własnymi. Aravilar, który po potyczce wyszedł przed latarnie dostrzegł, że na drugim piętrze ktoś zapalił światło. Varis zakrada się po krętych schodach i nasłuchując odkrywa, że za drzwiami na drugie piętro odbywa się jakiś rytuał, w którym biorą udział jakieś istoty – prawdopodobnie gobliny.

Z bronią w ręce drużyna wpada na drugie piętro gdzie zastaje chmarę goblinów odprawiającą w pośpiechu jakiś bluźnierczy rytuał. Bez gadania wywiązuje się brutalna walka z goblińskimi minionami i kilkoma dzikimi wojownikami rozdającymi potężne ciosy na prawo i lewo. Gdy opada kurz na polu bitwy zostaje drużyna i jeden ledwo żywy goblin. Brat Pieter badając symbole rysowane przez gobliny odkrywa, że rytuał był przeprowadzany by uczcić jakiegoś stwora bytującego piętro wyżej. Varis przesłuchuje ocalałego goblina i dowiaduje się, że kiedyś gobliny nieopatrznie przysłały jakiegoś czarta, który karmi się cierpieniem i bólem. Istota ta zniewoliła ich plemię, kazała zabić latarnika oraz nakazała palenie ognisk w celu wabienia okrętów na skały, do tego celu użyczyła im magicznego proszku, który sprawiał, że ognisko płonęło bardzo mocno i długo ale przez jakiś czas dawało zielony płomień.

Uzbrojeni w wiedze na temat zła czającego się na piętrze wyżej. Wkraczają na górę i natychmiast są atakowani przez kolczastego diabła – przyczynę całego zła i jego obstawę złożoną z animowanych zwłok ludzi wysłanych do latarni z zapasami. Walka byłaby w miarę prosta gdyby nie fakt iż spinagon dość dobrze lata i potrafi razić na odległość wystrzeliwanymi kolcami.

Gdy diabeł pada martwy drużynie nie pozostaje nic innego jak oczyścić latarnie ze śladów mrocznej magii, pochować nieszczęśników, którzy tu mieszkali, rozpalić ogień na szczycie i wezwać kogoś z wioski by zajął się latarnią na nowo.

W tym miejscu zakończyliśmy grę, dalszy ciąg przygód już wkrótce.