Po niezbyt ciekawej przygodzie Barrow of the Forgotten King nasz MG postanowił zmienić edycję na czwartą. Dla wszystkich poza mną zasady gry były zupełnie nowe przez co często byłem na sesji powoływany do ich wyjaśniania. Wszyscy gracze dobrze przyjęli zmianę edycji i pod okiem MG oraz moim stworzyli nowe postacie. Zgodnie z obietnicą daną prowadzącemu daję pełną rozpiskę mocy poszczególnych postaci by było je łatwiej śledzić.
Zgodnie z życzeniem Moniki edytowałem Shayle
Shayla: halfling warlock(star pact warlock, wizard's apprentice theme), poziom 1,
Warlock's Curse, Elditch Blast, Dire Radiance, Fate of the Void, Second Chance, Dreadful Word, Color Orb, Crown of Stars
Althea: eladrin bard(valorous bard, seer theme), poziom 1
Jinx Shot, War Song Strike, Fey Step, Words of Fiendship, Majestic Word, Firemetal Shot, Cast Fortune, Arrow of Warning
Barash: dragonborn paladin(avenging paladin, hospitaler theme), poziom 1
Divine Challenge, Lay on Hands, Holy Strike, Valiant Strike, Divine Mettle, Divine Strenght, Dragon Breath, Radiant Smite, Shield of Devotion, Blood of the Mighty
Goran: goliath barbarian(rageblood barbarian, mercenary theme), poziom 1
Howl of Fury, Devastating Strike, Stone's Endurance, Swift Charge, Avalanche Strike, Takedown Strike, Macetail's Rage
Przez niegościnną dzicz do miasta Loudwater zmierzała karawana. Nie różniła się niczym od wielu innych, poza tym, że w jej skład wchodziła grupka zupełnie wyjątkowych osób. Na przedzie kolumny wozów kroczyło ramię w ramię dwóch gigantów.
Pierwszy z nich był potężnie zbudowanym goliathem o dzikim spojrzeniu. Lustrował otoczenie szarymi oczyma wypatrując niebezpieczeństwa. W potężnych dłoniach niósł młot o stylisku niemal tak długim jak on sam i kamiennym obuchu okutym stalą, którym zapewne mógłby bez wysiłku rozbić ścianę domu. Ubrany był w zbroję z grubej skóry i futrzany płaszcz noszony zapewne tylko z przyzwyczajenia, bo olbrzym wydawał się być nieporuszony panującym jeszcze zimnem.
Jego towarzysz trzymający się odrobinę z tyłu należał do rasy dragonbornów, świeżych przybyszy do Fearunu. Od stóp do głów zakuty był w stalowy pancerz a przez plecy przewieszoną miał stalową tarczę. Miecz przy jego pasie miał grawerunek na rękojeści przedstawiający symbol Amaunatora, potężnego boga słońca. Spod hełmu wyprofilowanego by pasował do smoczego pyska otoczenie lustrowały oczy w kolorze roztopionego złota.
Na pierwszym z wozów należącym do handlarza przyprawami poza samym handlarzem jechała piękna kobieta – księżycowa elfka o zielonych oczach i czarnych włosach, w których mieniły się szmaragdowe przebłyski. Choć była uzbrojona zarówno w łuk jak i miecz to bardziej skupiona była na lutni, na której przygrywała kupcowi, co jakiś czas kłócąc się o właściwe słowa pieśni.
Korowód wozów zamykała idąca raźno przez śniegi niziołka o wyjątkowym jak na tą rasę kolorze skóry. Od stóp do głów była niebieska niczym letnie niebo zaś włosy miała perłowo białe. Stąpała po śniegu tak lekko, że prawie nie zostawiała śladów. Cały czas śmiała się i trajkotała radośnie o głupotach do swojego towarzysza, prostego strażnika karawan, który ze strapioną miną wysłuchiwał jej niekończącej się litanii żartów z otoczenia oraz jego samego i pilnował tyłów karawany.
Cała czwórka tych nietypowych podróżników najęła się do ochrony kupców podczas podróży. Przez czas wędrówki zdążyli się zapoznać i zaprzyjaźnić, pomagał im w tym wspólny motywator – poszukiwanie przygód. Wieczorem gdy siedzieli przy jednym ognisku podjęli decyzję, że po dotarciu do Loudwater pójdą razem własną drogą. Nim jednak dotarli do miasteczka spotkała ich pierwsza przygoda. Gdy byli blisko rzeki Greyflow przepływającej przez Loudwater ciszę wędrówki przerwał krzyk rozpaczy. Karawana stanęła a strażnicy stanęli w gotowości do obrony. Bystre oczy bardki wypatrzyły szybko źródło owego krzyku. Na lodowej krze niesionej przez rzekę siedziały dwie małe postacie, wyglądające na kobietę z dzieckiem. Obie krzyczały nie tylko dlatego, że płynęły na krze. Po drugiej stronie Greyflow dało się dostrzec grupkę goblinów dosiadających olbrzymich wilków, gobliny szyły z łuków do dwóch istot na krze rechocząc przy tym głośno. Bohaterowie wraz z resztą strażników chwycili długi pień drzewa leżący w pobliżu by zablokować nim krę. Zadanie utrudniały świszczące koło uszu goblińskie strzały. Goliath nic sobie z nich nie robił i stojąc na brzegu wykonał potężny skok lądując na sporej krze płynącej środkiem rzeki, po drugim skoku był już na drugiej stronie i wywijał młotem rozbijając wilcze i goblińskie łby. Po chwili dołączył do niego smoczy paladyn Barash, który pokonał rzekę idąc po dnie tak zanurzony, że tylko nozdrza wystawały mu na powierzchnię. Gobliny widząc tych dwoje potężnych wojowników rzuciły się do ucieczki ale kilku jeszcze udało się ubić.
Kobieta uratowana z kry okazała się być mieszkanką Loudwater majaczącego już w oddali na horyzoncie. Nieopatrznie zapuściła się na spacer z córką zbyt daleko od miasta i chcąc skrócić sobie drogę powrotną przechodziły po lodzie na jednym z zakrętów rzeki. Wtedy dostrzegł je patrol wilczych jeźdźców i uciekając przed nim weszły na krę, która odłączyła się od brzegu.
Po dojechaniu do miasta bohaterowie odłączyli się od karawany biorąc swoją skromną wypłatę w wysokości 5 sztuk złota. Barash przekazał swoje złoto uratowanej kobiecie prosząc by kupiła za nie coś ładnego wciąż przestraszonej córce. Przywódca karawany kręcił trochę nosem na odejście 4 strażników, ale ostatecznie odpuścił. Shayla od wojownika, z którym szła na końcu karawany dowiedziała się, w Loudwater najlepiej szukać zajęcia bezpośrednio u Lady Moonfire, przewodzącej miejscowej społeczności. Zanim jednak bohaterowie poszli do Lady Moonfire skierowali się do karczmy Pod Zielonym Kuflem by napić się czegoś mocnego i zjeść porządny obiad.
W karczmie Althea za zgodą karczmarza zagrała na lutni rozwiązując sakiewki i języki gości. Bohaterowie podczas posiłku nasłuchali się od miejscowych o goblinach i bandytach nawiedzających miasteczko od czasu do czasu. Gdy poszukiwacze przygód zaczęli rozmawiać z jednym rybaków o bandytach dało się wyczuć, że karczmarz – niziołek o imieniu Marsh – był więcej niż zainteresowany tą rozmową. Bohaterowie postanowili wynająć pokoje na miejscu by mieć gdzie spędzić nadchodzącą noc. Gdy Marsh zaprowadził ich na górę by pokazać im kwatery zaprosił ich bezgłośnie do swojego pokoju. Tam konspiracyjnym szeptem spytał czy nie chcieliby zarobić kilka sztuk złota i przysłużyć się miastu. Po otrzymaniu potwierdzenia opowiedział awanturnikom co go trapi.
Z opowieści niziołka wynikało, że gdzieś w Loudwater swoją siedzibę mają bandyci dowodzeni przez złowrogą i tajemniczą kobietę zwaną Panią Cieni. Bandyci swobodnie poruszają się po mieście wtapiając w tłum. Według słów niziołka bandyci szantażują co najmniej połowę kupców i sprzedawców w mieście i w brutalny sposób wymuszają haracze. Do jego karczmy także przychodzi pewien osobnik – paskudny osiłek i twarzy mordercy i zbiera opłatę za „pilnowanie porządku”. Marsh informował o tym straż miejską ale ci nie mogą pilnować jego karczmy bo w mieście i tak jest dość niespokojnie. Marsh przeczuwa, że ów osiłek pojawi się za jakiś dzień lub dwa i znowu zabierze mu część utargu. Bandyta przychodzi zawsze w towarzystwie kilku kumpli stojących na czatach. Karczmarz jest gotów zapłacić bohaterom po 30 sztuk złota na głowę w zamian za nastraszenie tej grupki oraz, jeśli to możliwe, o pojmanie przywódcy. Poszukiwacze przygód przystali na warunki niziołka i po przespaniu nocy w wygodnych łóżkach zaczęli planować zasadzkę.
Althea przyjęła funkcję minstrela i grała gościom karczmy do posiłków, Shayla z racji niewielkiego wzrostu z łatwością kryła się ze swoją odmiennością przez ciekawskimi. Goran i Barash zmuszeni byli spędzać dzień w piwniczce na wino, gdyż przy swoich rozmiarach skutecznie psuliby całą konspirację. Drugiego dnia takiego wyczekiwania, tuż przed południem gdy w karczmie byli tylko bohaterowie i jakiś miejscowy przysypiający na stole, nastąpił przełom. Najpierw do karczmy wśliznął się niczym wąż jeden z przydupasów osiłka, za nim sam zbieracz haraczy a zanim kolejnych trzech przydupasów. Podszedł do baru i zagadał jak tam lecą interesy, po czym rzucił kwotę jaką chciał zgarnąć. Gdy karczmarz odmówił wielkolud ruszył za bar by złapać niziołka. Jakież było jego zdziwienie gdy drzwi za barem do piwnicy otworzyły się i pojawił się w nich Goran a za nim Barash. Bandyta był wielki jak na człowieka ale przy mocarnym goliacie wyglądał jak wróbel przy orle. Jego poplecznicy rzucili się do ucieczki ale drogę zastąpiły im dwie niewiasty. Jeden próbował rzucić w bardkę nożem ale spudłował, po chwili niziołka wykrzyczała w niego słowa zaklęcia i padł porażony błyskawicą. Reszta próbowała uciec za wszelką cenę ale bardka im na to nie pozwoliła zastępując drzwi z mieczem w dłoni. W tym czasie Barash przeskoczył przez ladę barową i rycząc zaatakował osiłka mieczem raniąc go poważnie. Goran po chwili dołączył do niego i ogłuszył wroga potężnym ciosem młota, gruchocząc mu przy tym kilka kości.
Jeden z bandytów staranował bardkę i uciekł, dwaj pozostali widząc swojego szefa na ziemi rzucili broń i poddali się. Zostali starannie związani by czekać na przybycie straży miejskiej, po którą posłał Marsh. W czasie oczekiwania bohaterowie przesłuchali pojmanych a Althea strasząc ich perspektywą rozerwania na kawałki przez goliatha wyciągnęła od nich lokację ich kryjówki. Po przybyciu straży i przedstawieniu sytuacji bohaterowie postanowili czym prędzej przypuścić atak na ich siedzibę mając nadzieję, na pojmanie Pani Cieni. Wiedzieli, że zbiegły rabuś zapewne ostrzegł już wszystkich więc nie zwlekali, strażnikom kazali być w pobliżu ale nie pokazywać się tłumnie gdyż ci mogli wypłoszyć wszystkich.
Po odnalezieniu domu wskazanego przez pojmanych bandytów Barash i Goran sforsowali drzwi i cała drużyna weszła do pozornie opuszczonego budynku. Wewnątrz zostali zaatakowani przez kilku zbrojnych, którzy jednak nie wytrzymali zbyt długo i zaczęli się cofać pokazując jednocześnie ukryte przejście do piwnicy. Poszukiwacze przygód wyrąbywali sobie drogę w dół aż stanęli oko w oko z Panią Cieni. Była niską istotą o szarej skórze i nieproporcjonalnej twarzy oraz ustach pełnych ostrych zębów. Stała u podnóża fontanny, z której wypływało coś przypominającego płynny cień. Choć jej poplecznicy leżeli martwi za bohaterami ona sama postanowiła nie poddawać się łatwo. Walczyła znikając w chmurze cieni by sekundę później pojawić się w innym miejscu i zadać cios zatrutym sztyletem. Przyłączyło się do niej kilku ocalałych bandytów, najwidoczniej fanatycznie jej oddanych. Zmęczeni bohaterowie musieli trochę ustąpić pola ale Shayla wpadła w prawdziwą magiczną furię i swoimi czarami powalała jednego wroga za drugim(4 x 20 pod rząd na testach ataku!). Wreszcie Barash przebił Panią Cieni mieczem posyłając jej duszę do piekła, bandyci widząc to rzucili broń i poddali się.
W leżu bandytów bohaterowie znaleźli sporo pieniędzy, które wspaniałomyślnie przekazali straży miejskiej by zostały wydane na rzecz miasta lub zwrócone okradanym kupcom. Poza pieniędzmi znaleźli także pustą klatkę, w której bystrej oczy elfki wypatrzyły schowaną pod siennikiem notatkę o treści „jeśli czyta to ktoś o dobrej woli, proszę ocal nas, sprzedają nas w niewolę ludzi-węży, biorą nas do bandytów Zelbrossa!”. Jak widać kolejna przygoda już czekała na nowe pokolenie bohaterów Krain…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz