piątek, 27 marca 2009

Pomarudzić sobie trza

Pisze prace licencjacką, pracuje, udzielam korepetycji - nie mam czasu na pisanie na blogu, czasami znajdę tylko czas na grę.

Dzisiaj gramy w nocy. Będę prowadził na wyjeździe(czyli nie u mnie w domu) i do tego celu musiałem się odpowiednio przygotować. Jako MG musze ze sobą zabrać:
- 3 podręczniki podstawowe
- kostki
- dungeon tilesy
- lochy z Basic Game 3.5
- górę żetonów wrogów bo nie wiem czym mnie gracze zaskoczą.
- segregator z notatkami na temat obecnej kamapnii.

Do tego dochodzi koło 5 litrów różnych soków(my se robimy takie zakupy nawzajem) i tik taki(żeby mi z paszczy po pizzy czy innym żarciu nie jechało). Całość to jakieś 8 kilo różnego rodzaju sprzętu i niezbędnych rzeczy.

Gdyby nie fakt, że zabieram się z kumplem samochodem pewnie bym na miejsce sesji nie doczłapał. Po oblookaniu ile miejsca zajmują moje różne dungeon tilesy stwierdzam, że chyba przerzuce się na zwykłego grida.

Niestety jestem wybredny i szukam odpowiednio ładnego - takowy jest np dodawany do DMG 3.5. Jak ktoś ma na zbyciu to jestem zainteresowany(nie DMG tylko samym gridem). Niby bez grida daje się obejść w 3.x ale ja lubie robić mapki lochów w skali figurkowej bo zwyczajnie fajnie się gra przesuwając ludziki po takim czymś.

Puryści zarzucają mi, że to taka planszówka jest ale mnie to wali, ważne że graczom się podoba. Im dłużej o tym myślę tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że powrót do figurek, lochów, map i podobnych rzeczy to objaw zdziecinnienia.

Można powiedzieć, że moja ewolucja erpegowa zatoczyła pełne koło - wróciłem do mroków wczesnego rpg gdzie bez fugurek nie było życia. Zaawansowany storytelling mi się przejadł. Dla mnie RPG to kości, czipsy, figurki, piwo i niewyszukane poczucie humoru. Pełna radość życia.

I musze przyznać, że dobrze mi jest być znowu erpegowym dzieckiem.....

6 komentarzy:

  1. Coś w tym jest. Ja raczej WFRPowy jestem, ale pewne rzeczy są podobne. Niewyszukany żarty, gadanie o dupach, pizza, piwsko i kupa rechotania. Patologia RPG :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Patologia to dobre słowo. Jak stare dobre rozwinięcie skrótu RPG
    Rabowanie Palenie Gwałcenie
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skąd ja to znam? Jak prowadziłem lochy, to zabrałem ze sobą posklejaną, modułowa makietę Dungeon Works. Noszenia i rzeczy miałem sporo, ale ten wyraz na pyszczkach graczy :).
    Faktycznie, sporo tego czowiek targa, dlatego ja staram się wziąć kostki, zalaminowane gridy, podręcznik do Pathfindera (1książka!), notatki i markery. Zakupy robię w sklepie obok kolegi u którego zazwyczaj grmy. Pozdrawiam i życzę udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam tego problemu bo zwykle każdy gra u mnie, więc problem transportu jest znikomy (chyba, że graczy z dalszych rejonów miasta) . A podpicowany stół to coś co lubię (choć do sesji Paladyna z pewnością się nie umywa ;D ) .
    Co do patologii RPGowej, fakt, u mnie ociera się o podobne tematy bez jakiegokolwiek tabu... eh, to przewaga spotkania przy stole nad komputerówkami. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odkąd podczas walk zaczęliśmy używać grida, odtąd nie wyobrażam sobie dedeków bez tego^^. No i miny graczy, kiedy dałem im żetony postaci i karty mocy (wydrukowane i wycięte, narazie tych wizardowskich nie będę kupował): bezcenne :D.

    OdpowiedzUsuń
  6. Eeeej co tak cicho na blogu? Aktualka! :)

    Pozdr

    OdpowiedzUsuń