poniedziałek, 9 marca 2009
Miejsce do gry
Gadałem dzisiaj z pewnym młodym człowiekiem, około 14 letnim, który narzekał, że on i jego drużyna nie mają gdzie grać.
Mieszkanko w bloku ma małe, czasami chciałoby się zwalić bandę do domu a tu akurat starsza siostra ma jutro egzamin czy też inny bardzo ważny powód by jej nie przeszkadzano. Groza jednym słowem.
Dziwnym trafem sam nigdy nie miałem takich problemów, mieszkam w domu wolnostojącym i jedno piętro należy tylko do mnie, plus czasami dziadka, który jest niegroźny ;-)
W karierze RPGowej miałem jednak pewne problemy z lokum. W liceum np. moja drużyna w ¾ pochodziła z miasteczek wokół Łodzi – mojego rodzinnego miasta. W tamtych czasach gdy mało kto dysponował samochodem musieliśmy radzić sobie inaczej, gdyż dojazd do mnie zajmował im bardzo dużo czasu a i z powrotami był problem.
Moje liceum należało raczej do tych porządnych i „oświeconych” przez co nauczycieli i woźne nie dziwiło, że grupka uczniów po zajęciach w piątki bierze klucz do sali i siedzi tam kulturalnie przy złączonych ławkach przez kilka godzin przesuwając kolorowe figurki po stole. Pewne obiekcje pojawiały się dopiero gdy zamawialiśmy pizzę, ale o godzinie 17 w szkole przebywali już tylko desperaci, nerdy(jak my) i bardzo miły pan Władysław - woźny, który przymykał oko na nasze zaopatrzenie. Często na wstępie odpalaliśmy mu kawałek placka i mieliśmy spokój. To nie było przekupstwo, naprawdę go lubiliśmy ;-)
Czasami zdarzało się, że grywaliśmy także w środę gdyż wszyscy kończyliśmy lekcje koło godziny 11. W takich sytuacjach ratowała nas pani bibliotekarka udostępniając nam czytelnię. Oczywiście pod warunkiem jako takiej ciszy. W czytelni nawet bez nas rzadko bywało cicho więc nikt nie narzekał. Owa pani bibliotekarka okazała nawet zainteresowanie grami RPG i kiedyś przez dobrą godzinę czytała podręcznik Mistrza Podziemi.
Również na mojej obecnej uczelni nie ma problemu ze znalezieniem miejsca do gry. Jest stołówka w której rotacja odwiedzających przez cały dzień jest na tyle duża, że niewielka grupka może znaleźć tam przytulny stolik i debatować, często łącząc to z obiadem.
W dawnych czasach, gdy w Łodzi istniały jeszcze sklepy hobbystyczne z prawdziwego zdarzenia nie było najmniejszych problemów ze znalezieniem kątka do gry.
Zwłaszcza miło wspominam sklep „Mag” gdzie często grałem z kolegami przy niewielkim stoliku do gier karcianych. Zawsze było ciasno ale klimat był niepowtarzalny i co najważniejsze – nikt nie patrzył się na nas jak na dziwaków a jedynie czasami ktoś przyglądał się grze i pytał np. malowanie figurek. Wtedy używaliśmy figurek z WFB przez co rozmaite pytania były normą, musieliśmy często tłumaczyć, że figurki to tylko pomoce ;-) a RPGi to zupełnie coś innego. Nawet wciągnęliśmy w ten zbrodniczy proceder kilka osób…
Kolejnym miejscem, które zwiedziłem jako RPGowiec są rozmaite Domy Kultury i świetlice. Placówki te są zazwyczaj baaaardzo przyjaźnie nastawione na młodzieżowe inicjatywy pozaszkolne i z chęcią udostępniają nieodpłatnie jakieś pojedyncze salki – lub magazyny, bo i w takim zdarzyło nam się być ulokowanym przez dyrektora Domu Kultury :-D
Po co to piszę? Chcę w ten sposób pokazać, że akurat miejsce do gry jest często sprawą najprostszą, jeśli jest potrzeba to jakiś kąt się zawsze znajdzie. Obecnie chyba trudniej o graczy niż o miejsce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Z likoum to różnie bywało jak sie mieszka/ mieszkało w bloku, jednak z miejscem nie było nigdy raczej problemów- sklepy omijałem szerokim łukiem, chyba że własciciel- znajomy pozamykał to owszem pogrywaliśmy, raz chyba grałem w sklepie. Tragedia. Na szczęscie były to czasy 2ed wiec spotkania losowe moja i kolegi postać szybiutko wyeliminowały.
OdpowiedzUsuńAkurat nasz łódzki sklepik był dość cichy, czasami jacyś karciarze siedzieli tylko. Oprócz RPG grywaliśmy też tam w bitewniaki i planszówki i nigdy nie było problemu z miejscem.
OdpowiedzUsuńZawsze mogliśmy ogrodzić się od reszty sklepu ciężką ciemnozieloną kotarą, która oprócz wyciszania zaceimniała naszą kanciapę ;-)
Z drugiej strony może to kwestia ludzi - staraliśmy się nie przeszkadzać sobie nawzajem.