Dzisiaj potężna drużyna wykorzystując czas po obiedzie a przed wieczorem zebrała się w swej tajnej bazie by kontynuować przygody w Starym Świecie.
Wszystkie sesje WFRP prowadzę z doskoku, dzisiaj byłem akurat u kumpla w akademiku i wpadli pozostali gracze, miała być impreza a wyszła sesja…
Drużyna w niezmienionym składzie.
Dieter von Schlagdorf – człowiek banita
Konn Hautzbaun – człowiek szuler
Ursula Litzman – człowiek najemnik
Wędrując przez Reikwald(tak, to duuuuuży las) drużyna napotyka samotną dziewczynę idącą traktem. Dziewuszka jest przestraszona i najwyraźniej znajduje się w szoku. Ursula jako kobieta opiekuje się nią dzięki czemu banda poznaje jej historię. Okazuje się, że Lavika(bo tak ma na imię) została uprowadzona przez bandę mutantów podczas ataku na jej wioskę. Była prowadzona przez las i otoczona stworami z koszmarów. Pewnego razu podczas chwilowego odpoczynku na obozowisko mutantów naadła banda rycerzy, którzy wyrąbali wszystko co się ruszało. Zabiliby także ją z rozmachu ale uciekła do lasu i się zgubiła, udało jej się jedynie dotrzeć do traktu. Męska część drużyny zaproponowała jej odprowadzenie do najbliższej wioski czy tez innej ludzkiej siedziby a tam z pewnością powiedzą jej jak dotrzeć z powrotem do domu.
Wieczorem podczas rozbijania obozu drużyna zostaje zaatakowana przez tajemniczego rycerza, który bez ostrzeżenia rzuca się do ataku. Jego życie nie trwa zbyt długo gdyż Dieter zdejmuje go jednym strzałem z pistoletu(rzuca absurdalne ilości szóstek na obrażenia przy krytyku, łącznie 34 albo 36 obrażeń…..).
Po oględzinach zwłok okazuje się, że był to bez wątpienia sigmaryta, gracze dochodzą do wniosku, że pewnie wziął ich za bandytów albo mutantów.
W nocy dochodzi do miłosnego zbliżenia między Laviką a Dieterem, ona niewinna dziewuszka, a on facet w typie Robin Hooda – miłość od pierwszego wejrzenia.
Następnego dnia podczas wędrówki drużyna spotyka oddział rycerzy, którzy tym razem wyjaśniają im, że dziewczyna jest mutantką i mają ją natychmiast wydać w ich ręce. Jako dowód jej mutacji podają fakt iż była widziana w grupie mutantów rozbitej kilka dni przez ten oddział.
Jak nietrudno się domyślić drużyna staje w obronie dziewczyny i zaczyna się ich pierwsza prawdziwa bitwa z której nie uciekają.
Gdy rycerze padają martwi okazuje się, że Lavika również została ciężko ranna. Gdy umiera bohaterowie dostrzegają iż dziewczyna ma za uszami coś co wygląda jak skrzela.
Rycerze jednak mieli rację.
To była przygoda ze smutnym zakończeniem i wywołała dysputę nad sensem istnienia mutantów jako takich. Czy chaos faktycznie zawsze musi być czymś złym?
Uwagi:
1. pierwsza przygoda w której nie było robienia sobie jaj ze wszystkiego
2. jeszcze godzinę po sesji znajomi kłócili się, czy Lavika miała prawo przeżyć i żyć czy tez system skazał ją na śmierć
3. było fajnie ;-), ale w sobotę prowadzę innej drużynie D&D
4. sesja trwała 0d 17 do 20, najwięcej czasu zajęła walka z rycerzami
Prawdziwy Warhammer, podoba się mnie. By była dobra fabuła, musi być emocjonalny konflikt. A tutaj: konflikt wartości, emocji, postaw. Fajne. Pewnie dyskusje na sesji były zażarte :).
OdpowiedzUsuńPozdr
To własnie nie jest prawdziwe WFRP tylko nasz polhammer albo trzewikhammer. Podręcznik nie supportuje takiego stylu gry...
OdpowiedzUsuńW oficjalnych przygodach do młotka nie uświadczy się takiego konfliktu, opierają się one albo na śledztwie albo wielkim wygrzewie.
Opierając sie na przebiegu oficjalnych przygód ta powinna skończyc sie tak, że Lavice wyrastają wielkie szpony, czułki na tyłku i jest ona(ze statami jak szczuroogr) głównym bossem scenariusza.
Bardzo dobra, prosta i nieprzekombinowana przygoda. Świetnie pokazałeś istotę tego świata, bez nurzania bohaterów w błocie, gnoju i flakach. Kolejny argument za tym, że proste rzeczy są najlepsze. Perełka.
OdpowiedzUsuńŚwietna prosta przygoda. Z fajnym miłosnym konfliktem i niezłym strzałem z pistoletu:)
OdpowiedzUsuńGratsy:)