To już ostatnie godziny kwietnia, więc i ta edycja Karnawału dobiega końca. Liczę, że do północy pojawi się jeszcze kilka notek, a nawet jeśli nie, to wpłyną one już w maju. Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w tej zabawie pod moim kierownictwem. W maju organizację Karnawału bierze na siebie Piastun. Notka z nowym tematem powinna pojawić się na dniach. Poniżej dla przypomnienia wrzucam jeszcze raz linki do tekstów z tej edycji.
wtorek, 30 kwietnia 2013
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
Plaskacze #4
Kolejna porcja plaskaczy, tym razem z motywem przewodnim gnolli i samotnym krasnoludem. Więcej oczywiście pod etykietą plaskacze. Jak zwykle przystosowane są druku na zwykłej domowej drukarce na kartkach formatu a4.
piątek, 26 kwietnia 2013
Krzemień Invades Internet
środa, 24 kwietnia 2013
Ostatnie dni 42 edycji Karnawału Blogowego RPG
Przypominam, że powoli zbliża się koniec kwietnia. Jest jeszcze trochę czasu by wziąć udział w tej edycji. Na chwilę obecną pojawiło się 15 wpisów, które zebrane można przeczytać tutaj. Zapraszam wszystkich do wzięcia udziału ;-)
czwartek, 4 kwietnia 2013
Karnawał Blogowy #42 - koszmar Krzemienia
Miałem w
życiu okazję uczestniczyć w wielu sesjach, niektóre były rewelacyjne, inne
słabe z różnych powodów. Nie dalej jak 3 lata temu miałem jednak okazję wziąć
udział w sesji, którą do dzisiaj uważam za najgorszą w życiu. Często opowiadam
o niej w formie anegdoty RPGowej przez co niektórzy mogli ją już słyszeć. Dla
tych, którzy nie mieli okazji:
Sesja miała się odbyć na patio jednej z łódzkich uczelni, miejsce dość przyjemne gdyż wyposażone w stoliki i trochę na uboczu. MG spotkałem przed wejściem i zaprowadził mnie na miejsce gdzie siedzieli już pozostali gracze. Resztę drużyny można by określić jednym słowem: „nerdy”. Nie jestem skory do śmiania się z czyjegoś wyglądu bo sam nie jestem Banderasem, ale ich ogólna aparycja była przytłaczająca. Wszyscy mieli około 21-23 lat. Cała grupa - 3 osoby zachowywała się jakby rodzice hodowali ich pod schodami w ciemnościach z pająkami. Przez chwilę miałem wrażenie, że są w jakiś sposób niepełnosprawni umysłowo, gdyż ich zachowanie było iście przerażające. Wszyscy trzej uznawali głośne smarkanie i szczerzenie się do przechodzących dziewczyn za doskonały podryw. Zanim ich spotkałem byłem pewien, że pojęcie „ślinić się czyjś widok” jest tylko artystyczną przenośnią. Niestety w ich przypadku było to idealne sformułowanie opisujące ich reakcje na widok przechodzących studentek, które szybko uciekały widząc nasz stolik. Mam wrażenie, że moi współgracze nie wychodzili zbyt często z domu, lub robili to tylko po zmroku. Najwidoczniej wszyscy się doskonale znali, gdyż nadawali na tych samych falach i rechotali głośno ze swoich żartów i prób podrywu. Mimo pierwszego wrażenia postanowiłem dać im szansę, wierząc, że pod tą skorupą prostactwa kryją się normalni ludzie. Niestety byłem w błędzie.
Przez forum
polter.pl trafiłem na gościa, który miał poprowadzić „epicką” kampanię D&D
– tak przynajmniej wynikało z ogłoszenia. Pamiętam, że była tam obietnica
bogatej fabularnie kampanii rozłożonej na poziomy 1-20 i więcej. Napisałem do
owego MG na GG by zobaczyć co to za kampania i czy są jeszcze wolne miejsca.
Miejsca oczywiście były i to dużo, bo o dziwo, ogłoszenie nie cieszyło się zbyt
wielką popularnością. Już podczas rozmowy na GG coś mi mówiło, że będzie
zabawnie, bo MG stwierdził, że kampania będzie „niekanoniczna ze światem
Forgotten Realms”, co było przez niego rozumiane tak, że nie będzie się
pokrywała z fabułą Neverwinter Nights 1&2. Rozumiem, że niektórzy uznają
wydarzenia z gier typu Baldur’s Gate za kanoniczne, ale ten MG najwyraźniej
całą swoją wiedzę o D&D opierał na wspomnianych dwóch grach.
Zapytany o sposób ustalania wartości atrybutów MG powiedział, że reszta drużyny wchodzi mu na głowę o potężne postacie(na 1 poziomie) i żebym sobie wziął same 18 na atrybuty. W zasadzie dał mi wolną rękę w tworzeniu postaci pozwalając na absolutnie wszystko. Jako że miałem jeszcze nadzieje, że to żart zrobiłem sobie postać ludzkiego łotra rozdzielając 32 punkty(co wydawało mi się wysokim point buyem) i poszedłem na sesję. Wziąłem jeszcze figurkę dla mojej postaci bo MG uparł się, że jest konieczna.
Zapytany o sposób ustalania wartości atrybutów MG powiedział, że reszta drużyny wchodzi mu na głowę o potężne postacie(na 1 poziomie) i żebym sobie wziął same 18 na atrybuty. W zasadzie dał mi wolną rękę w tworzeniu postaci pozwalając na absolutnie wszystko. Jako że miałem jeszcze nadzieje, że to żart zrobiłem sobie postać ludzkiego łotra rozdzielając 32 punkty(co wydawało mi się wysokim point buyem) i poszedłem na sesję. Wziąłem jeszcze figurkę dla mojej postaci bo MG uparł się, że jest konieczna.
Sesja miała się odbyć na patio jednej z łódzkich uczelni, miejsce dość przyjemne gdyż wyposażone w stoliki i trochę na uboczu. MG spotkałem przed wejściem i zaprowadził mnie na miejsce gdzie siedzieli już pozostali gracze. Resztę drużyny można by określić jednym słowem: „nerdy”. Nie jestem skory do śmiania się z czyjegoś wyglądu bo sam nie jestem Banderasem, ale ich ogólna aparycja była przytłaczająca. Wszyscy mieli około 21-23 lat. Cała grupa - 3 osoby zachowywała się jakby rodzice hodowali ich pod schodami w ciemnościach z pająkami. Przez chwilę miałem wrażenie, że są w jakiś sposób niepełnosprawni umysłowo, gdyż ich zachowanie było iście przerażające. Wszyscy trzej uznawali głośne smarkanie i szczerzenie się do przechodzących dziewczyn za doskonały podryw. Zanim ich spotkałem byłem pewien, że pojęcie „ślinić się czyjś widok” jest tylko artystyczną przenośnią. Niestety w ich przypadku było to idealne sformułowanie opisujące ich reakcje na widok przechodzących studentek, które szybko uciekały widząc nasz stolik. Mam wrażenie, że moi współgracze nie wychodzili zbyt często z domu, lub robili to tylko po zmroku. Najwidoczniej wszyscy się doskonale znali, gdyż nadawali na tych samych falach i rechotali głośno ze swoich żartów i prób podrywu. Mimo pierwszego wrażenia postanowiłem dać im szansę, wierząc, że pod tą skorupą prostactwa kryją się normalni ludzie. Niestety byłem w błędzie.
Na szczególną
uwagę zasługują postacie mojej drużyny:
- Wampir
zabójca wampirów – zrobiony ze złamaniem wszystkich możliwych zasad D&D.
Pierwszo poziomowa postać mająca wszystkie cechy wampira z D&D łącznie z
przechodzeniem przez ściany w formie mgły. Oczywiście nie miał normalnych
wampirzych słabości bo MG uznał, że byłoby to nie fair. Nie wiem nawet czy
robili tą postać patrząc na mechanikę czy tylko wpisali cyferki na kartę według
własnego widzimisię.
- Krwawy Elf
mag – tak, Krwawy Elf wyrwany z korzeniami z Azeroth i przeniesiony jakimś
cudem do Faerunu. Podobnie jak wampir zrobiony był z totalnym olaniem zasad.
Czarował, walczył, leczył i jakby tego było mało miał Chowańca. Nie zwykłego
Chowańca jak czarodziej lecz feniksa. W tym miejscu muszę wyjaśnić, że feniks w
D&D to stwór o skali wyzwania 24 posiadający atak zadający 40k6 obrażeń
oraz 150 punktów życia.
Miała z nami
grać jeszcze jedna dziewczyna, koleżanka MG, ale gdy zobaczyła jak to wygląda
to poszła na zajęcia, z których zwiała by przyjść na sesję. Wcale, a wcale nie
dziwie się, że wybrała zajęcia. Ja nie miałem tyle szczęścia by mieć gdzie
uciec. Tak na marginesie dodam, że owa graczka miała grać wiedźminką...
Zaczęła się sesja. MG tonem będącym parodią strasznych narratorów z horrorów klasy B zaczął wygłaszać jakiś wstęp, przez który przewinęło się z 30 postaci i miejsc, o których nikt z nas nic nie wiedział. Domyślam się, że były to fakty znane fanatycznym graczom w NWN bo MG uznawał, że skoro znamy FR to musimy znać i to. Po 10 minutach nawijania przerwałem mu brutalnie i poprosiłem żeby przeszedł do rzeczy a resztę załapiemy później. Pozostali gracze ochoczo mi przytaknęli gdyż mimo nieukrywanej sympatii do MG, widać było, że też nie mają pojęcia o czym on mówi.
Sam scenariusz był chyba oparty na Trials of the Luremaster, dodatku do Icewind Dale. Zostaliśmy zwabieni do labiryntu i poddawani próbom przez tajemniczego oprawcę. Poruszaliśmy się po mapie układanej z dungeon tiles i penetrowaliśmy kolejne pomieszczenia. W każdej komnacie rzucaliśmy na Spostrzegawczość, nieudany test oznaczał, że np nie widzimy krzeseł, albo mebli które tam są, albo wielkiego potwora na środku danej komnaty. Na moje pytanie czy w komnatach jest ciemno, że musimy testować Spostrzegawczość, MG odparł, że nie, ale tak sobie napisał w przygodzie. W jednym miejscu splewiliśmy testy i przez to nie znaleźliśmy regału z bronią, w którą mieliśmy się uzbroić. Ten sam regał stał później w każdej komnacie przed nami i czekał aż go wypatrzymy. Trudno powiedzieć po co nam była ta broń gdyż nasz mag i jego feniks zabijali wszystko na naszej drodze. Łotrzyk, którym grałem próbował być czasami użyteczny, ale niestety nie mógł się równać z wampirem i najczęściej tylko robił sztuczny tłok na mapie. Przeszliśmy przez ten loch jak burza w akompaniamencie śliniących i śmiejących się jak debile graczy, którzy podczas gry zachowywali się jeszcze gorzej niż przed. Wokół naszego stolika zrobiło się pusto, a ja jedyne co mogłem robić to udawać, że jestem tam przypadkiem. Musiało to wyglądać z boku naprawdę tragicznie bo jacyś goście obok dyskutowali przez chwilę cicho o nas, ale dało się słyszeć, że mi współczuli. Na koniec przygody Wielki Zły, przed którym po przejściu lochu stanęliśmy, powiedział, że nas wypuści, ale musimy obiecać, że zabijemy dla niego Elminstera. Oczywiście był świadom, że jesteśmy jeszcze zbyt słabi gdyż przez ten loch, który skończyliśmy w 3 godziny, zdobyliśmy „tylko” 4 poziomy. Na szczęście powiedział nam gdzie mamy iść expić żeby móc wypełnić nasze zadanie. Szybko obiecałem co trzeba, reszta też i sesja się zakończyła. Po sesji szybko się ulotniłem.
Zaczęła się sesja. MG tonem będącym parodią strasznych narratorów z horrorów klasy B zaczął wygłaszać jakiś wstęp, przez który przewinęło się z 30 postaci i miejsc, o których nikt z nas nic nie wiedział. Domyślam się, że były to fakty znane fanatycznym graczom w NWN bo MG uznawał, że skoro znamy FR to musimy znać i to. Po 10 minutach nawijania przerwałem mu brutalnie i poprosiłem żeby przeszedł do rzeczy a resztę załapiemy później. Pozostali gracze ochoczo mi przytaknęli gdyż mimo nieukrywanej sympatii do MG, widać było, że też nie mają pojęcia o czym on mówi.
Sam scenariusz był chyba oparty na Trials of the Luremaster, dodatku do Icewind Dale. Zostaliśmy zwabieni do labiryntu i poddawani próbom przez tajemniczego oprawcę. Poruszaliśmy się po mapie układanej z dungeon tiles i penetrowaliśmy kolejne pomieszczenia. W każdej komnacie rzucaliśmy na Spostrzegawczość, nieudany test oznaczał, że np nie widzimy krzeseł, albo mebli które tam są, albo wielkiego potwora na środku danej komnaty. Na moje pytanie czy w komnatach jest ciemno, że musimy testować Spostrzegawczość, MG odparł, że nie, ale tak sobie napisał w przygodzie. W jednym miejscu splewiliśmy testy i przez to nie znaleźliśmy regału z bronią, w którą mieliśmy się uzbroić. Ten sam regał stał później w każdej komnacie przed nami i czekał aż go wypatrzymy. Trudno powiedzieć po co nam była ta broń gdyż nasz mag i jego feniks zabijali wszystko na naszej drodze. Łotrzyk, którym grałem próbował być czasami użyteczny, ale niestety nie mógł się równać z wampirem i najczęściej tylko robił sztuczny tłok na mapie. Przeszliśmy przez ten loch jak burza w akompaniamencie śliniących i śmiejących się jak debile graczy, którzy podczas gry zachowywali się jeszcze gorzej niż przed. Wokół naszego stolika zrobiło się pusto, a ja jedyne co mogłem robić to udawać, że jestem tam przypadkiem. Musiało to wyglądać z boku naprawdę tragicznie bo jacyś goście obok dyskutowali przez chwilę cicho o nas, ale dało się słyszeć, że mi współczuli. Na koniec przygody Wielki Zły, przed którym po przejściu lochu stanęliśmy, powiedział, że nas wypuści, ale musimy obiecać, że zabijemy dla niego Elminstera. Oczywiście był świadom, że jesteśmy jeszcze zbyt słabi gdyż przez ten loch, który skończyliśmy w 3 godziny, zdobyliśmy „tylko” 4 poziomy. Na szczęście powiedział nam gdzie mamy iść expić żeby móc wypełnić nasze zadanie. Szybko obiecałem co trzeba, reszta też i sesja się zakończyła. Po sesji szybko się ulotniłem.
MG przez
dobry tydzień usilnie zapraszał mnie na kolejną sesję i chciał koniecznie pożyczyć
Księgę Plugawego Mroku by "podnieść swój warsztat”, jak to powiedział, ale
napisałem mu, że powinien raczej wyjść do ludzi po czym zakończyłem znajomość.
Od tej pory bardzo uważnie sprawdzam z kim przyjdzie mi grać...
środa, 3 kwietnia 2013
Karnawał Blogowy #42 - wpis gościnny
Zgłosił się do mnie pewien gracz z prośbą o publikację jego wpisu na obecną edycję Karnawału Blogowego, co czynię z przyjemnością.
Moja traumatyczna sesja
Ta sesja to jeden z powodów dla których podchodzę z
rezerwą do grania na konwentach. Z pewnych powodów, których nie chciałbym
zdradzać, z tej sesji nie wypadało mi i nie chciałem dać nogi. Minęło od tej
pory ładnych parę lat, dlatego wybaczcie, że pewne rzeczy już się zatarły,
pozostały głównie blizny po co gorszych fragmentach.
Świat? Jaki
świat?
Przygoda toczyła się w szkole z internatem.
Graliśmy w indiasa o takim levelu abstrakcji, że nie było szans na wyciśnięcie
od naszej MG praktycznie niczego o świecie czy czasach. Czwórka bohaterów była
uczniami i mieliśmy współtworzyć świat „w locie”. Nie znaliśmy się, nie
wiedzieliśmy ile swobody w tym tworzeniu nam przysługuje (jak się niebawem
okaże, swoboda to ostatni przymiotnik, jaki mógłby pasować do tej sesji). W
związku z tym „na czuja” się poruszaliśmy w warstwie opisu, wyszło z tego coś
pomiędzy latami 20tymi a 60tymi, nikt nie miał zbytnio odwagi pytać czy są
telefony, elektryczność itd. Sprawy nie ułatwiała totalnie losowo dobierana,
kompletnie nieciekawa i nijak nie pasująca do żadnego klimatu muzyka.
Grajmy sobie
parami
Wszystko rozpoczęło wezwanie na szkolny apel. Każde
z nas jednakże w jakiś sposób zostało spowolnione, czy to przez nienaturalne
ptaszysko wlatujące do pokoju, niby-demonicznego psa woźnego itd. Czytaj –
cztery scenki, gdzie trójka graczy biernie przyglądała się jak jeden gracz i MG
coś tam sobie grają. W końcu, spóźnieni docieramy na aulę, gdzie wszyscy
zgromadzeni byli pokryci jakąś tajemniczą substancją, podobną do pajęczej
sieci. Zero znaków życia, pfuj. Po pierwszym szoku zaczynamy eksplorację
szkoły. Ah ważna sprawa - każdy z nas miał jakiś atrybut, który sprawiał, że
ogólnie pozytywnej postaci wychodziły pewne złe cechy. Co najmniej w moim
przypadku był to drogocenny przedmiot, nie pamiętam czy u innych nie było to
coś bardziej metaforycznego. W każdym razie wymyślone z góry przez MG i bardzo
nam drogie, kategorycznie nigdy się z nimi nie rozstawaliśmy.
Swobodna
rozgrywka
No więc zaczynamy się bujać po szkole, biblioteka,
ściany, wszystko oklejone tym gównem, bibliotekarka też, znikąd pomysłu co
dalej. Po jakimś czasie MG stwierdza, że jedno z nas się potknęło i dotknęło
ręką tego czegoś i poczuło jakby to pulsowało. Ale jak to pulsuje? No tak jakby
szły takie impulsy w kierunku piwnic szkolnych. Cóż no, jako dobrzy gracze,
uderzeni w twarz wielką czerwoną strzałką ruszamy w kierunku podziemi.
Cośmy
narobili
Nie minęło czasu mało wiele, a w strasznych i
całkiem oblepionych korytarzach odnaleźliśmy drogę do kotłowni, gdzie zasiadała
zapomniana przez świat koleżanka z klasy. Dziewczątko kiedyś było ładne i
lubiane, ale nasza czwórka była strasznymi palantami (i palantkami),
dokuczaliśmy jej a nawet podpuściliśmy ją do wejścia do podziemi pod kotłownią,
miejsca którego bały się wszystkie dzieci. Ona tam przepadła, każde z nas coś
jej zabrało (pamiętacie – te narzucone przez MG atrybuty), a następnie
zapomnieliśmy o niej my i cały świat.
Teraz demoniczna dziewczynka-pająk zniewoliła całą
szkołę by dać nam nauczkę. Przepraszanie się na nic się nie zdało, złość też na
nic. W bardzo aktorskiej scenie cisnąłem jej pod nogi moim atrybutem,
krzyknąłem by zemściła się na nas a nie na całej szkole. Nic z tego. Nieugięty
potwór zażądał byśmy sami zeszli przez straszliwą klapę w kotłowni do ciemności
poniżej. Nic innego nie wchodziło w grę.
Cóżem ja narobił
No to schodzimy w ciemności, jakieś schody, jakieś
pomieszczenia z karaluchami i inne pierdoły, ale wreszcie docieramy do obszaru
kompletnej abstrakcji. schody spiralne prowadzące w dół po wewnętrznej stronie
wielkiej cylindrycznej przestrzeni. Co jakiś czas obok pojawiają się drzwi do
pojedynczego pomieszczenia. W pierwszym gracz 1 w bardzo artystycznej scenie z
MG wyrzeka się swojego atrybutu. Reszta słucha z przejęciem. Ojej… Schodzimy dalej,
drugie drzwi. Pokoik przygotowany pod graczkę 2. Odgrywają solówę, ona oddaje
swój klamot, możemy iść dalej. No pięknie… Trzeci pokój, no i kurna pies
woźnego, który mnie gonił, śpi a pod jego łapami jest taki jakby odlew mojego
przedmiotu. Robię się blady, bo przecież kurna wyciskając resztki wczuwania się
w tym sesyjnym potworku rzuciłem tym szajsem pod nogi pajęczycy. MG widzi moje
zakłopotanie zbliżające się do paniki. „A bo ty… nie wiesz co… Ty tego nie
rzuciłeś wtedy! To było dla ciebie zbyt drogie! Masz to”.
„OK. No to ja wkładam to delikatnie pod psią łapę.”
„Walcząc ze sobą, zaciskając zęby oddajesz swój
skarb…”
Tu chyba na chwilę straciłem kontakt ze swoim
fizycznym ciałem i niewiele do mnie docierało. Wiem, że chwilę później mogliśmy
iść dalej. Był czwarty pokój, wiadomo co i jak. Zeszliśmy dalej w mroczne mroki
ciemnej ciemności… WTEM. Wiosenny dzień. Szkoła w normie, bawimy się na
podwórku, wszyscy zadowoleni, wszyscy uśmiechnięci. Nasza czwórka oraz nasza
piąta przyjaciółka. Dziękuję wam za tą wspaniałą sesję.
Jeszcze
jeden kopniak dla leżącego
Czułem się mentalnie zgwałcony przez tą sesję, ale
kiedy padły podziękowania ze strony MG czekał mnie jeszcze ostatni wstrząs
wtórny – erupcja entuzjazmu ze strony współgraczy, przekrzykujących się, że to
było coś genialnego, sesja ich życia, i w ogóle life changer. Jako człowiek
dość szczery, ale też uprzejmy pokiwałem głową zanim się ewakuowałem i
poszedłem upić.
Vayde
wtorek, 2 kwietnia 2013
Biblioteczka DeDekowca - marzec 2013
Kolejny miesiąc i kolejne spostrzeżenia na temat kilku książek z kategorii "DeDekowe czytadła"
Richard Baker: Blades od the Moonsea:
Swordmage, Corsair, Avenger
Do tej trylogii
podchodziłem na początku ostrożnie. Co prawda ufam w talent Richarda Bakera, bo
jako twórcę znam go z dodatków do D&D, ale doświadczenie nauczyło mnie nie
oceniać RPGowego czytadła po osobie autora. Oczekiwałem czegoś podobnego do
książek R.A. Salvatore z miałką fabułą i akcją kapiącą z każdej strony. Na
szczęście jednak Bakerowi bliżej do Elaine Cunningham, choć pisze znacznie
lepiej od niej. Akcja książek dzieje się w czwarto edycyjnych Krainach
odmienionych przez Spellplague, zaś głównym bohaterem trylogii jest Geran
Hulmaster – szermierz trenowany w bojowej magii przez elfy z odrodzonego
królestwa Myth Drannor. Nie mogę za bardzo pisać o fabule bo spojlery zabijają
te książki, ale powiem, że niczego tu nie brakuje. Mamy ciekawych bohaterów,
spisek, intrygę, mały loch do spenetrowania co jakiś czas, więcej intryg,
świetne pojedynki i porządne bitwy w ramach wisienki na torcie. Ostrzegam
jednak, że fabuła każdej książki rozwija się bardzo powoli i autor z wyczuciem,
stopniowo odsłania przed nami kolejne elementy układanki. Trylogia jest także
ciekawie napisana pod kątem opisu Faerunu. Na kartach powieści mamy
interesujący opis Krain wokół Morza Księżycowego, oraz słabo znanych terenów,
jak ledwo wspomniana w opisie settingu do trzeciej edycji kraina o nazwie Thar.
Co jest szczególnie fajne w Blades of the Moonsea, trylogia z tomu na tom staje
się coraz bardziej mroczna i posępna, ale nie traci przy tym epickiego
rozmachu. Każda książka to doskonały materiał do przerobienia na przygodę do
D&D, w której walka nie będzie najważniejszym elementem.
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Karnawał Blogowy #42 - najgorsza sesja w życiu
Za oknem piętrzą się góry
śniegu a jest pierwszy kwietnia, natura urządziła nam ciekawy Prima Aprilis i
Lany Poniedziałek. W tym miesiącu, po raz trzeci już, mam przyjemność prowadzić
Karnawał Blogowy RPG o numerze 42. Notka podsumowująca
poprzednią edycję, którą prowadził Michał Zemełka, pojawi się niedługo, ja zaś
mam obowiązek ogłosić nowy temat Karnawału, oto i on:
Najgorsza sesja w życiu!
O czym pisać? Na pewno każdy brał
udział kiedyś w sesji, której wolałby nie pamiętać. Może nawet zdarzyło się, że
wyszliście z sesji nie mogąc wytrzymać atmosfery, fabuły czy innych doznań. Podzielcie
się z nami wspomnieniami, lub jeśli mieliście wielkie szczęście i nic takiego
się nie wydarzyło, spróbujcie określić co musiałoby się stać byście uznali
sesję za najgorszą w życiu.
Wpisy z tej edycji:
1. Piastun na piastun.blogspot.com
2. Michał Przygodzki na allgemeinefestung.blogspot.com
3. Vayde gościnnie u mnie
4. Mój wpis
5. Behir na zapiskipotwora.blogspot.com
6. Enc na 3k10.wordpress.com
7. Pafnucy na pafhammer.net
8. Mash na smartfox.wordpress.com
9. Garfields na strefazero.blogspot.com
10. Zuhar na zuhar.wordpress.com
11. Seriously Mike na seriouslymike.wordpress.com
12. Narmo na narmo-czarneskrzydla.blogspot.com
13. Karp na karprpg.wordpress.com
14. Michał Zemełka na quodmeturbat.blogspot.com
15. Piotr Kraciuk na sciezkiwyobrazni.pl
16. Drachu na dziodblog.blogspot.com
17. Misiołak na ursusludens.blogspot.co.uk
18. Wojciech Skorupski na gildiafantasy.blogspot.se
Wpisy z tej edycji:
1. Piastun na piastun.blogspot.com
2. Michał Przygodzki na allgemeinefestung.blogspot.com
3. Vayde gościnnie u mnie
4. Mój wpis
5. Behir na zapiskipotwora.blogspot.com
6. Enc na 3k10.wordpress.com
7. Pafnucy na pafhammer.net
8. Mash na smartfox.wordpress.com
9. Garfields na strefazero.blogspot.com
10. Zuhar na zuhar.wordpress.com
11. Seriously Mike na seriouslymike.wordpress.com
12. Narmo na narmo-czarneskrzydla.blogspot.com
13. Karp na karprpg.wordpress.com
14. Michał Zemełka na quodmeturbat.blogspot.com
15. Piotr Kraciuk na sciezkiwyobrazni.pl
16. Drachu na dziodblog.blogspot.com
17. Misiołak na ursusludens.blogspot.co.uk
18. Wojciech Skorupski na gildiafantasy.blogspot.se
Subskrybuj:
Posty (Atom)