sobota, 8 grudnia 2012

Wspieram polski rynek RPG nie kupując polskich gier

Ostatnio ukazały się u nas dwie gry fabularne – Charakternik i Zamek Falkenstein. W przypadku Charakternika można mówić o żarcie wydawcy, który sam przyznał, że wydał to coś by mieć pieniądze na inny projekt. Gra jest słaba o czym świadczą w zasadzie wszystkie jej recenzje i oceny kupujących w sklepach hobbystycznych. Zamek Falkenstein ukazał się po latach oczekiwania, ale mimo, że było na to ponad 10 lat nikt nie wykonał ponownej korekty, przez co otrzymaliśmy nie tak złą grę z koszmarnymi babolami w druku. Obie gry miałem zamiar kupić właśnie po to wesprzeć polskich wydawców, doszedłem jednak do wniosku, że gdybym to zrobił to okazałbym przyzwolenie na wydawanie byle czego i byle jak. 

Problem kiepskiej jakości naszych rodzimych gier nie ogranicza się tylko do dwóch wspomnianych powyżej tytułów. Od dłuższego czasu przyglądam się nowościom z naszego małego rynku i śledzę poczynania naszych wydawców.

W przypadku Portala nie jest tak źle, z tego co widzę to dodatki do Neuroshimy ukazują się w miarę regularnie i choć zbierają kupę jęczenia to przynajmniej są robione. Z drugiej strony do niedawna śledziłem blog o pracach nad nową edycją Monastyru. Przestałem śledzić gdy Ignacy Trzewiczek najpierw zmienił go w miejsce gdzie publikował swoje „klimatyczne” wpisy o wiejącym wietrze, a potem okazało się, że drugiej edycji Monastyru nie ma w planach i cały blog to taki pamiętniczek pracy po godzinach. Trzymajcie się frajerzy czekający no coś do swojej gry. Portal dostaje jednak plusa za gry planszowe i bitewne, bo choć pierwsze figurki do Neuroshimy Tactics wyglądały jak wyrzeźbione z ziemniaka, tak nowe są całkiem ładne – na tyle, że nawet zacząłem je kolekcjonować. Podejrzewam, że spory wpływ na jakość figurek miał powszechny rechot jaki rozniósł się w sieci gdy ukazały się pierwsze próbki. Doszło nawet do tego, że po rzekomej kradzieży figurek na konwencie ludzie pisali, że chyba nikt by się na nie połasił bo są zwyczajnie obleśne.

Rafał Olszak – twórca gry Robotica, pojawił się z przytupem na polskim rynku i zyskał sobie odpowiednią dozę niesławy za różnego rodzaju antypromocje swojej gry. Przez długi czas był obiektem hejtu ze strony wszystkich, których intencjonalnie(lub nie) obraził. Nauka nie poszła w las i ostatnio na szczęście wszystko co złe uległo zmianie. Na rynku pojawił się nowy system tego twórcy, który może nie jest rewelacyjny, ale grywalny i jak widać po recenzjach całkiem fajny. System ma odpowiednie wsparcie i promocję, bez obrażania się na fanów(choć krytycznej recenzji jeszcze nie było) i w porównaniu z poprzednimi wspomnianymi wydawcami Rafał Olszak wypada tutaj na plus. Za grę Afterbomb Madness mogę nawet wystawić Znaczek Jakości Krzemienia, który jest co prawda gówno wart, ale jest.

Wydawnictwo Galmadrin wydało podstawkę do Zewu Cthulhu i co jakiś czas bawi nas zapewnieniami, że wyda także Cthulhu by Gaslight. Musimy być cierpliwi i poczekać aż gwiazdy ustawią się w odpowiednim porządku. Prawdopodobnie najbliższa taka okazja będzie 21 grudnia, więc teoretycznie(i zgodnie z zapowiedzią) możemy spodziewać się nowej gry w przyszłym roku. Oczywiście tylko pod warunkiem, że przetrwamy koniec kalendarza Majów. Mam nadzieję, że chociaż po tak długim oczekiwaniu nie będzie błędów i Gazowe Cthulhu nie podzieli losu Zamku Falkenstein. Z drugiej strony oczekiwanie na nadejście Cthulhu jest niejako wpisane w etos tego systemu, więc jest prawdopodobne, że przeciąganie wydania to sztuczka promocyjna wydawnictwa Galmadrin…

GRAmel zawojował nasz rynek polską edycją Savage Worlds a potem zaczął się wysyp settingów o bardzo różnej jakości, chyba na zasadzie „byleby jak najwięcej, nieważne co”. Mamy więc po polsku Evernight, który jakby nie było jest settingiem raczej słabym i jednorazowym. Mamy średni Nemezis, który przy odpowiednim samozaparciu MG można uczynić grywalnym i wreszcie mamy bardzo dobre Deadlands i Interface Zero. GRAmel ma to do siebie, że systematycznie polepsza jakość swoich produktów co czyni go wydawnictwem wartym zainwestowania jakichś pieniędzy. Pod warunkiem, że nie ucieknie całkowicie z polskiego rynku. Oczywiście wszystkich wspomnianych wyżej nazw używam na licencji fanowskiej®.

Obok tych „gigantów” powyżej mamy także małe inicjatywy skupione raczej na grach Indie. Dzięki Darkenowi mamy opartą na mechanice(o ile tak to można nazwać) Fate grę The Shadow of Yesterday. W drodze jest już ponoć kolejna gra Anima Prime. Te inicjatywy nie znajdują się na negatywnej liście tego zestawienia, ale wspominam o nich dla porządku.

W teorii kupując wszystko co wyjdzie po polsku wspieramy wydawców i dajemy im kasę by mogli dalej wydawać dla nas super dodatki do ukochanych gier. W praktyce działa to chyba tylko na zgniłym zachodzie bo u nas na powyższych przykładach widać, że wydawnictwa mając już wyrobioną grupę fanboyów i fangirls znacząco ograniczają jakość i dopiero dobry opierdol bądź hejcenie połączone z jęczeniem sprawiają, że poziom zostaje przywrócony. Dlatego sam stosuję i polecam wszystkim znajomym i nieznajomym taktykę wspierania tych wydawców, którzy wydają gry dla graczy a nie dla siebie, lub co gorsza dla nikogo. Uważam także, że kupowanie słabych gier tylko po to, by ktoś sprzedał swoją wydrukowaną cieniznę nie uzdrowi rynku RPG w Polsce. Co gorsze biorąc pod uwagę nakłady naszych rodzimych gier wątpię by nawet wykupienie ich w odruchu serca przyniosło jakieś zyski ich twórcom.

21 komentarzy:

  1. Z myślą przewodnią nie sposób się nie zgodzić. Za ciężko pracuję na swoją wypłatę by inwestować pieniądze w produkty kiepskiej jakości. Po co, skoro zaraz obok koszmarków polskiej produkcji leżą świetnie wykonane zachodnie podręczniki? Niestety znajomość angielskiego jest koniecznością.

    Wydanie czegoś, "żeby mieć kasę na inny projekt" jest raczej zabawne. Gdybym w swojej naiwności kupił taki niedorobiony produkt, już nigdy bym nie tknął palcem niczego, na czym widniało by nazwisko autora, a i wszystkim w koło gorąco bym to odmawiał. Czyżby autorzy nie wierzyli w siłę marketingu szeptanego, w tak małych środowiskach jak polsku fandom? :)

    Z sporym żalem patrzyłem na problemy Galmadrinu, bo mieli w swoich planach kilka tytułów, którymi byłem mocno zainteresowany. Ale patrząc na walki jakie wydawnictwo toczy z Gaslight, dochodzę powoli do wniosku, że może i ujrzę na swojej półce Ars Magicę, ale raczej po angielsku :)

    Najsmutniejsze było dla mnie odejście z polskiego rynku Gramela. Szkoda, bo był to jeden z niewielu wydawców poważnie traktujących kupujących swoje produkty ludzi.

    Swoją drogą z tą słabością Evernighta to trochę przesadziłeś. To setting o dość konkretnych założeniach, przeznaczony pod tą szczególną kampanię. Czyżby objawił się brak poczucia humoru, gdy przedmiotem drwiny jest DnD? ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. W moim "widzimisię" sprawa wygląda tak:

    Portal zorientował się, iż nakład pracy wkładany w tworzenie gier RPG jest zbyt duży w stosunku do zysków. Dlatego przerzucili się na gry planszowe i bitewniaka. Dodatkowo (chyba) jest dosyć łatwo sprzedać licencję na tego typu gry, dzięki czemu można czerpać zyski z sprzedaży na całym świecie.

    GRAmel postąpił podobnie. Zyski z sprzedaży w RP małe, a w naszym kraju zamiast pochwały raczej dostaniesz solidnego hejta i marudzenie.

    Rafał zrobił coś na co czekałem. Poprawił PR i zrobił mały projekt. Gra przypadała mi bardzo do gustu! Jestem mega zadowolony i chciałbym, aby właśnie takie projekty pojawiały się częściej. Zauważyłem, że w mojej ekipie nie mamy czasu na przegryzanie się przez 400 stron A4 podręczników. Potrzebujemy normalne RPG (nie Indie), ale o prostych zasadach itd.

    Darken, Indoctrine, autorzy 2280 działają w swoich małych projektach i osiągają sukces. Może nasz rynek RPG potrzebuje więcej takich inicjatyw? Nie dużych RPGów wydawanych w tysiącach egzemplarzy, ale właśnie pdfy i druk na życzenie.

    Pozdrawiam, fajna notka.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Av
    Właśnie przez to, że pisany jest pod jedną kampanię czyni go według mnie słabym, ale to w sumie temat dość dyskusyjny.

    @Piastun
    Ano właśnie, małe produkty takie jak Afterbomba czy TSoY mają u nas większą rację bytu niż wielkie molochy. Bardzo żałuję, że nie ma u nas sensownego źródła gier w PDF lub z opcją druku na żądanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak wiadomo, koniec świata to święto przechodnie, które nigdy nie następuje - na Gaslighta nie ma co liczyć, tj. uwierzę, jak zobaczę.

    CF Pl ma w zasadzie jedną podstawową zaletę - jest dostępny, w przeciwieństwie do angielskiego oryginału, łatwo i za relatywnie małe pieniądze. Jak ktoś nie kocha PDF-ów, to może to być dla niego jedyne wyjście, mimo że wydawca totalnie zawalił sprawę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś w tym jest, chociaż ja Afterbomby nie kupiłem z zasady, bo jeśli ktoś pluje mi do zupy, za pół roku promuję grę cyckami, a na ostatniej prostej mówi że się poprawił i jest taki fajny to jakoś mu nie wierzę.. Poza tym mam Gammę World i Nerkę więc, komunistów i obcych mieć nie muszę specjalnie, chociaż pewnie bym kupił gdyby nie osoba Rafała.
    ZF pewnie też bym nie kupił bo takie podejście do klienta, a później wciskanie mu, że przecież nic się nie stało - its not a bug, its a feature, i jakie to świetne tłumaczenie... (patrz komcie recki na P+ pani Karlickiej), no ale trudno, trzeba zacisnąć zęby i dbać o swój portfel nie będę płacił 200zł za ściągnięcie podręcznika zza oceanu.

    Obawiam się że druk na żądanie i sklep z PDFami to u nas pieśń dalekiej przyszłości.. Póki króluje sklep chomikuj i druk na żądanie w punkcie ksero.. Obym się mylił.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, Krzemień, jak ja się z takim podejściem nie zgadzam. Oj, jak się nie zgadzam. :) - ale daruję sobie tymczasowo, może polimicznie napiszę coś na blogu.

    @AV wydawnictwo G. prowadzi walki głównie z sobą niestety, na więcej niż Gaslight bym nie liczył, tym bardziej, że w zasadzie wszystkie systemy które zapowiadali chcieli wrzucić w roku 2012. Gaslighta szkoda, bo to naprawdę fajnie napisany, dobrze przetłumaczony materiał - co do korekty się nie wypowiem bo widziałem 1/2. Pozostaje mieć nadzieję, że hit roku 2011, będzie hitem w roku 2013. Trzymam za to kciuki i cały czas mam odłożoną gotówkę na Gaslighta, ale keserasera.

    OdpowiedzUsuń
  7. @KFC
    Ja również nie kupię AM dla zasady, podręcznik przeczytałem dzięki uprzejmości kumpla, który mi go pożyczył do recenzji.
    @Neurocide
    Ależ ja nie każę nikomu się ze mną zgadzać, to mój osobisty punkt widzenia na polski rynek gier ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. A moim zdaniem każdy mam prawo do poprawy. Dlatego nie zamierzam odgrywać wielce obrażonego. Nie ma co rozpamiętywać przeszłości. Mnie np. tekst Rafała w ogóle nie uderzy, ponieważ nie był skierowany do mnie. Krzyku było dużo, burza w szklance wody.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tu bym polemizował, bo zapędy cenzorskie, syndrom oblężonej twierdzy, oraz bycie primadonną anty-fandomu, co i rusz widzę u Rolexa, jedynie na co jest łasy to pochwały żeby nie powiedzieć dosadniej. Ale może to tylko moje skrzywienie.

    Obawiam się, podobnie jak Neuro, że na Gaslighcie o ile w końcu wyjdzie rumakowanie Galmadrinu się skończy, a szkoda bo plany mieli doś ambitne.. może właśnie aż za ambitne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Galmadrin niepotrzebnie zadeklarował chęć wydanie Legendy 5 Mędów. Klątwa
      Legendy zniszczyła już czwarte polskie wydawnictwo (no dobra - 3, bo Mag się przeistoczył): Imperium, Imaginator, Galmadrin...

      Usuń
  10. Z tej notki wynika trochę "smutna" informacja - poza chłamem i paroma wyjątkami, polski erpegowy rynek wydawniczy w roku 2012 praktycznie nie istnieje. ;-) Kupować polskie - autorzy przyzwyczają się, że chłamem urośnie im e-penis. Nie kupować polskiego - autorzy będą narzekać, ze "erpegie umiera". Co robić, w Państwie Słoneczka Peru?

    Jeśli chodzi o ten rok, zapomniałeś o Głębii Przestrzeni, Krzemieniu. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głębia jest mi zupełnie obca, stąd jej brak w zestawieniu. Na tej samej zasadzie brakuje także Kwiatu Paproci i podobnych niszówek, nie wiem co, więc nie będę hejcił. Przy czym o Głębi słyszałem raczej dobre rzeczy.

      Usuń
  11. Cóż za zbieg okoliczności. Również wspieram polski rynek RPG nie kupując polskich gier. Ba, nawet więcej, w ogóle nie kupując podręczników RPG, gdzieś od 2000 (staram się w ten sposób wspierać również zachodni rynek RPG, na którym również niczego dobrego od dawna nie ma). Cieszy mnie, iż nie jestem w tej taktyce osamotniony, jak i to, że przynosi ona pożądane efekty. Takiego zalewu świetnych tytułów jak w nadchodzącym roku jeszcze historia RPG nie zna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do zachodniego rynku podchodzę ostrożnie, fakt faktem nie kupiłem w tym roku ani jednego podręcznika, choć wzbogaciłem się o większość wydanych akcesoriów do D&D i Pathfindera.

      Usuń
  12. To w co gracie jeżeli nie kupujecie podręczników? Tworzycie swoje światy? Gracie w stare gry? Czy powodem, który "zmusił" Was do zaprzestania kupowania jest słaba jakość wydań gier? Nieciekawe światy? Co jest tego powodem? Chyba nie robicie tego z dobrego serca, aby "wspierać" polski rynek RPG?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tuż po premierze kupiłem PHB 1&2, MM, DMG i zestaw Zapomnianych Krain do D&D 4e, od tamtej pory gram tylko w to ;-) Kupuje jeszcze figurki, zestawy map taktycznych i dungeon tiles do układania lochów. W polską grę grałem ostatnio z rok temu, był to Monastyr, w którym po 3 sesjach wszyscy bohaterowie byli ciężko ranni i nie było sensu tego ciągnąć. Polskich wydań zagranicznych gier nie kupuje, bo są droższe niż oryginały.

      Usuń
    2. Przez pierwszych kilka lat przygody z RPG nie miałem (jak i współgracze) styczności z podręcznikami. Potem, jeszcze w starym milenium trafiłem na pierwszą kserówkę, potem kolejne i w końcu na "prawdziwe" książki. Wywarły wrażenie, ale gdy te minęło wiele nie pozostało. W mojej opinii w większości przypadków prezentowane światy (jak i modele rozgrywki czy mechaniki) nie są ciekawe. Są pozbawione dobrych pomysłów, wtórne, nudne, ubogie, płytkie i puste. I to nie dlatego, by MG razem z graczami mieli co uzupełniać. Settingi cierpią na syndrom spójności - starają się być wiarygodne, ale nie czynią tego poprzez sprytne rozwiązania lecz poprzez równanie w dół. Mechaniki cierpią na sydronm dziecka, które chce być lubiane. Efektem są tak bezpłciowe rozwiązania jak atrybuty, lub wręcz komiczne, gdy atrybuty służą jako podstawa do opisania postaci, ale na jej możliwości ich wpływ jest mocno ograniczony.

      Zatem pierwszym powodem jest to, iż sam pomysł jak i jego rozpiska są zazwyczaj kiepskie. Drugi natomiast wiąże się z powszechną w tej branży ignorancją. Gdy rozrywka wokół nas stale dojrzewa, rozwijając nowe środki przekazu jak i doceniając stare, RPG tkwi w przeszłości. Dobrym przykładem są ilustracje. Moc wizualnego przekazu, która została doceniona przez wielkie postaci tysiące lat temu, która jest fundamentem cywilizacji jaką znamy i która była doprowadzana do mistrzostwa przez tysiąclecia - jest sprowadzana przez dyletantów do "wartości produkcyjnych". Nie wymagam, by autorzy podręczników RPG zachwycali się Goghiem. Nie wymagam nawet, by go rozumieli. Jednak w sytuacji, w której jednym obrazkiem można powiedzieć więcej niż kilkoma stronami tekstu, a obrazków w podręczniku mamy kilkadziesiąt - sprowadzanie ich do losowych ilustracji w klimacie jest równie sensowne i równie odrzucające jak pozbawienie tekstu spójników. A tak niestety jest od wielu, wielu lat. Co gorsza, w środowisku ignorancja w tym temacie nie jest postrzegana negatywnie. Nawet gry video, bardzo młode i równie płytkie medium jest w znacznie większym stopniu świadome, jak bogatym i skutecznym językiem jest obraz. I nie mam tutaj na myśli lepszych efektów graficznych, ale podejście do projektowania i pobudzanie wyobraźni. I tutaj od razu pojawia się ważne pytanie - dlaczego autorzy podręczników RPG nie projektują przekazu wizualnego? Nasuwającą się odpowiedzią jest ignorancja oraz koszty, jednak pozostawiając to na boku - dlaczego nie? To jest drugi powód. Gdy widzę tak zarżnięty potencjał, przechodzi mi ochota na zakup podręcznika. W życiu chyba nie widziałem takiego, w którym wyżej poruszona kwestia zostałaby przemyślana.

      Trzeci powód jest znacznie prostszy. Nie mam potrzeby. Największą frajdę w tym hobby sprawia mi tworzenie własnych rzeczy. Jeżeli kupię mechanikę, świat, scenariusz, nastrój, to trochę tak jakbym wsiadł do wyścigowego samochodu o pustym baku. Niby fajnie, chociaż ciasno i niewygodnie. Pewnie, iż te odczucia są częścią frajdy. Ale dopiero wtedy, gdy komunikują nam, iż samochód trzyma się drogi, a odczuwane przyśpieszenie chce nas wyrwać z zakrętu.

      Usuń
  13. @ Krzemień

    I tutaj jest pies pogrzebany. Doskonale Cię rozumiem. Nie masz po prostu potrzeby kupować czegoś innego, jeżeli jesteś w posiadaniu produktu przy którym dobrze się bawisz. Ja dla przykładu, w sumie mógłbym przez następne X lat grać w WFRP 1 ed. Przyznaję, że nie potrzebuję do szczęścia innych gier. Choć muszę również powiedzieć, że gdzieś tam w zakamarkach myśli mam wielką ochotę grać w Roboticę i Afterbomba.

    Dodatkowo wychodzi na światło dzienne to, że podręczniki RPG mogą służyć drużynie przez długi czas. Nie mają zaprogramowanej śmierci. Gra z 1995 roku może być wciąż dobra w 2012. RPG są ponadczasowe. To ich zaleta, ale wada dla wydawców.

    @paralaktyczy

    Uważam, że jest głęboki sens w tym co piszesz. Weźmy na tapetę Warhammera. Czy ten system byłby tak samo popularny gdyby grafiki do niego wykonał np. Pan Musiał? Czy to byłby ten same Warhammer? Rysunki umieszczone w podręczniku są bardzo inspirujące i to chyba dzięki nim w dużej mierze powstała ta legendarna już gra.

    Czy teksty do Zew Chutulhu w MiMach byłby tym samym gdyby nie ciekawa kreska? Co z specyficznym klimatem 1 ed. Dzikich Pól. Kryształy Czasu i kreska Musiała? Każdy chyba kojarzy o czym piszę.

    Pytanie tylko: "kogo stać na oprawę graficzną gry RPG zgodnie z marzeniem? "

    Przyglądajmy się projektowi Amfisbena. Ciekawe co z tego wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, w zasadzie gry RPG się nie starzeją. Jeśli ktoś kupił w latach 90' podręczniki to nadal może na nich grać. Mi nadal zdarza się od święta pograć w pierdycję Warhammera. Tylko przyszłościówki się stosunkowo szybko starzeją i dzisiaj chyba mało kogo bawiłoby bieganie w pierwszym Shadowrunie z przenośnym komputerem, na szczęście co jakiś czas pojawiają się reedycje takich gier i nowości jak Interface Zero, które zresztą nabyłem nie tak dawno.

      Jest też cała masa dobrych darmowych gier np Errant, Novarium czy retroklony jak Swords & Wizardry.

      Usuń
    2. Ja widzę, że dla mnie erpegi się starzeją. Nie ruszam już Kryształów Czasu, DnD 3.0 czy Exalted 1 edycja. Dodatkowo systemy z czasem po prostu mi się nudzą, więc zawsze znajdę coś, na co mogę zagłosować moim portfelem.

      Usuń
    3. A ja bym zagrał z chęcią w Kryształy Czasu jakby ktoś znający się w temacie zebrał sam setting , czysty fluff bez mechaniki przedpotopowej i sam bym sobie dobrał system na który chcę w to zagrać. Bo świat brzmi świetnie, archipelag, dominacja orków, subtropikalny klimat, rzeczy rzadko widywane w mainstreamowym fantasy. Tylko za każdym razem jak słyszę o wskrzeszaniu KCtów to zaraz dodawane jest, że koślawa mechanika jest konieczna dla pełni doświadczenia.

      Usuń