środa, 7 listopada 2012

Ravenloft: Night of the Walking Dead #1


Na pierwszy rzut poszła przygoda z AD&D skonwertowana na 4e. Zaczęliśmy tradycyjnie od stworzenia postaci. Część z nas po prostu przeniosła postacie z sesji w NentirVale wprowadzając niewielkie zmiany. Mój artificer średnio pasował mi do klimatu Ravenlofta więc zamieniłem go na prostego wojownika. Nasz ranger stał się łotrzykiem i zmienił imię, tyle zmian mechanicznych. W kwestii tła stwierdziliśmy, że trójka z nas – Tiberius, Dorian i Amra będą w Ravenlofcie przybyszami z domyślnego settingu 4e, zaś Natalya dołączy do nas na miejscu i będzie należała do ludu Vistani. Nie wdawaliśmy się w dyskusje czym jest, a czym nie jest Ravenloft. Zdaje się, że nasz DM założył, że Krainy Mgieł to miejsca gdzieś w Shadowfell. Nasze postacie mechanicznie prezentowały się następująco:

Amra Eveningfall: eladrin swordmage(assault swordmage), poziom 1
Aegis of Assault, Greenflame Blade, Sword Burst, Fey Step, Flame Cyclone, Burning Blade

Dorian: human rogue(trickster rogue), poziom 1
Sly Flourish, Acrobatic Strike, One-Two Punch, Heroic Effort, Trick Strike

Natalya Chernova: human Vistani wizard(control wizard), poziom 1
Ghost Sound, Mage Hand, Light, Prestidigitation, Magic Missile, Thunderwave, Staff of Defence, Heroic Effort, Burning Hands, Sleep, Grease

Tiberius: human fighter(great weapon fighter), poziom 1
Combat Challenge, Cleave, Threatening Rush, Takedown Attack, Heroic Effort, Comeback Strike

Trudno mi powiedzieć jak wiele zmian w stosunku do oryginału wprowadził nasz DM do przygody, ale klimat Ravenloftu został utrzymany. Na początku, gdy kaprys Mgieł zabrał nas z Nentir Vale, na bagnach spotkaliśmy Natalyę, która dość zwięźle wytłumaczyła nam co się stało. Stoczyliśmy tam dwie bardzo ciężkie walki z mieszkańcami tego świata, najpierw olbrzymim krokodylem(którego rozpiskę udostępnioną przez MG wrzucam poniżej) a potem z pięcioma Żądłowcami(5x Stirge z MM, w scenariuszu były tam podobno wielkie żaby). Natalya zaprowadziła nas do obozowiska Vistanich gdzie spędziliśmy noc i gdzie mieliśmy okazję poznać lepiej otoczenie oraz cel naszej wędrówki – wioskę Marais d’Tarascon. 
 
Po opuszczeniu obozu Vistanich kierowaliśmy się w stronę wioski gdy natrafiliśmy na dziwaczny dom z jednym mieszkańcem – totalnie szalonym chłopakiem, z którym nie można było się porozumieć. Dzięki wpisowi do książki, którą posiadał dowiedzieliśmy się, że nazywał się Luc a dostał ją od brata Marcela. Chłopak podążył za nami gdy opuszczaliśmy dom. Próby powstrzymania go spełzły na niczym więc machnęliśmy na to ręką.

Sesja była krótka bo ledwo 3 godzinna więc nie udało nam się zrobić na niej nic więcej. Graliśmy w poniedziałkowe popołudnie i musieliśmy się spieszyć by nie zmarnować sesji. Sporo czasu upłynęło nam na rozmowach z NPC i przeszukiwaniu nowych terenów. Także brak kogokolwiek zdolnego do leczenia drużyny sprawił, że ostrożniej penetrowaliśmy otoczenie. Skończyliśmy w momencie gdy zbliżyliśmy się do wioski  Marais d’Tarascon.

3 komentarze:

  1. Jedna z najlepszych przygód do Ravenlofta, jakie wydano. Niby prosta o niespokojnych zmarłych, a ilekroć ją prowadziłem, zawsze odsłaniała drugie dno lub rozgrywała się w inny sposób. Miała też urocze przezwisko, ale nie będę go zdradzał, póki nie skończycie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem bardzo ciekaw tego przezwiska, skończymy pewnie w piątek ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa jestem, co będzie w dalszym ciągu gry - oby prędko :D

    OdpowiedzUsuń