Niedzielny, krótki zjazd na uczelni przyczynił się do wiekopomnego wydarzenia – grupa, z którą ostatni raz grałem w WFRP dokładnie rok temu po raz kolejny zawitała do mego miasta w pełnym składzie. 2 szybkie telefony i w 40 minut dotarliśmy do mojej lokacji by z pizzą, piwem i paczką Grześków wznowić przygody tej Bandy Drombo ;-)
Drużyna znana z poprzednich przygód opisanych tutaj.
Dieter von Schlagdorf – człowiek banita
Konn Hautzbaun – człowiek szuler
Ursula Litzman – człowiek najemnik
Zmęczona drużyna dociera do wioski Waldenwald gdzieś na obrzeżach Reikwaldu, są zziębnięci, głodni i spragnieni. Natychmiast kierują swe kroki do karczmy o malowniczej nazwie Pod Leśnym Dzbanem. Zamawiają piwo i czekają na quest.. ee znaczy się, czekają aż coś zacznie się dziać. Konn przygląda się gościom karczmy i jego szulerskie oko wypatruje grupkę 4 krasnoludów grających w karty. Dosiada się do nich i wkrótce zaczyna ich równo ogrywać. Ursula i Dieter zaczepiają karczmarza zapytaniem czy nie ma gdzieś tutaj żadnego zajęcia dla chcących trochę zarobić awanturników. Ten kieruje ich do sołtysa i konspiracyjnym tonem dodaje, że dla elastycznych ludzi zajęcie zawsze się znajdzie.
Zanim jednak zdążyli wyjść by poszukać sołtysa, Konn znalazł się w tarapatach gdyż krasnale nie uwierzyły mu na słowo, że ma dzisiaj dobrą rękę do kart. Wywiązuje się bójka w której Konn prawie odchodzi w objęcia Morra(punk przeznaczenia), Ursula jest poturbowana i którą to bójkę kończy dopiero ostrzegawczy(w knypów strzelaj a nie w sufit kurwa! – z sesji) strzał z pistoletu oddany przez Dietera.
Po tej małej potyczce bohaterska drużyna odchodzi pogadać z sołtysem. Ten nazywa się Ian i w rozmowie wyjawia im, że za jakiś czas w Waldenwaldzie odbędzie się spora impreza – jego syn Gilbert żeni się z dziewczyną z sąsiedniej wsi. Niestety jego wybranka cieszy się także względami okolicznego rabusia i możliwe jest iż ten będzie próbował porwać ją w dniu ceremonii. Sołtys złożył drużynie ofertę pracy – zostaną hojnie nagrodzeni jeśli ślub przebiegnie bez zakłóceń. Drużyna przyjęła zadanie bo według nich miało być w miarę proste.
Następny dzień spędzili na zbieraniu informacji na temat obszaru ich działań oraz teoretycznych wrogów. Ursula w rozmowie z wieśniakami dowiedziała się, że ów groźny banita, który miałby porwać dziewczynę nazywa się Drossel von Kappe i jest synem poprzedniego sołtysa. Uciekł do lasu po tym jak obecny sołtys złapał go na zabójstwie jego ojca. Drosselowi towarzyszą w wygnaniu inni renegaci: wielki osiłek i seryjny morderca Johann Klein, upadły kapłan Sigmara o nazwisku Tuckenhoff i pospolity rabuś William Scharlachrot.
W południe po raz kolejny doszło do potyczki między drużyną a krasnoludami, którzy jak się okazało również zostali zwerbowani przez sołtysa. Walka, tym razem stoczona jeszcze przed wejściem do karczmy kończy się tym razem zwycięstwem bohaterów – a w zasadzie Ursuli, która wychodzi zwycięsko z pojedynku z krasnoludzkim topornikiem. Dieter i Konn rozmawiają z przywódcą krasnoludów Oinem Siwobrodym i wieczorem przy flaszce wódki dochodzą do porozumienia i zawierają chwilowy rozejm. Ursula bierze kąpiel…
Na drugi dzień na dwóch wozach wraz z krasnalami udają się do Kleindorfu po wybrankę syna sołtysa. Ta nazywa się Maria i najwyraźniej nie jest ucieszona z nadchodzącego ślubu ale jej rodzina ma inne zdanie na ten temat. W drodze powrotnej zostali napadnięci na trakcie przez bandę Drossela. Zamiast od razu strzelać i wyciągać miecze pogadali sobie z banitą i dowiedzieli się, że Drossel jest niewinny śmierci swojego ojca – zabił go Gilbert, syn sołtysa Iana. Jego banda również składa się z ludzi niewinnych, którzy w jakiś sposób podpadli sołtysowi.
Teraz Drossel chce się zemścić, jak się okazuje ma również romans z Marią i oboje proszą bohaterów i krasnoludów o pomoc w pozbyciu się Iana. Dogadują się, że pójdą razem do niego i siłą wytłumaczą mu jak złym człowiekiem jest.
Sporym orszakiem wkraczają do wioski gdzie na dzień dobry dostają dwa strzały rusznic od spanikowanego sołtysa i jego syna, którzy widząc co się święci ukryli się w domu. Jeden ze strzałów dosięga Konna i ten zmuszony jest ratować się ostatnim punktem przeznaczenia. Drużyna postanawia pozbyć się zła sprawdzonymi w RPG metodami – puszczają jego chatę z dymem. Gilbert płonąc wykrzykuje jeszcze, że to on zabił ojca Drossela – tym samym oczyszcza go w oczach mieszkańców wioski.
Jak to bywa w bajkach Maria i Drossel pobrali się a herosi bawili się na ich ślubie ;-)
Uwagi końcowe:
1. sesja to była świetna zabawa i kupa śmiechu kiedy gracze domyślili się co było moją inspiracją ;-)
2. graliśmy ponad 6 godzin z przerwami na słuchanie muzyki i oglądanie kawałków filmów z serii X-Men
3. kości były w użyciu tylko podczas walki i na początku gdy Konn ogrywał krasnoludy w karty.
4. jako, że gracze pochodzą z innych miast kolejna sesja nie nastąpi zbyt szybko, choć mam nadzieje że wcześniej niż za rok ;-)
Śliczny, wiejski klimat. Faktycznie taki robinhoodowy :). Swoją droga stary angielski serial to dla mnie generator przygód do WFRP, bodaj sześć odcinków przerobiłem na scenariusze i każdy świetnie się prowadziło.
OdpowiedzUsuń