poniedziałek, 4 listopada 2013

Karnawał Blogowy #49 - Polska widziana przez okulary Krzemienia

Poniższy wpis ukazuje się z okazji 49 edycji Karnawału Blogowego prowadzonego w tym miesiącu przez Ava. Ostrzegam, że czytanie może wywołać miejscowy ból dupy i nie odpowiadam na gorzkie żale czytających mimo ostrzeżenia. 

Sytuację RPG w Polsce mógłbym podsumować poniższym gifem i jego przesłaniem, wymaga ona jednak pewnych wyjaśnień. 
Myśląc o RPG w Polsce, zadałem sobie pytanie w co się u nas gra, a w zasadzie w co grają ludzie, których znam. Otóż grają w Dragon Age RPG, Pathindera, D&D, Iron Kingdoms RPG i gry z uniwersum Warhammera 40000. Czasami trafi się pasjonat Sevedży lub jakiegoś Wolsunga. Mógłbym teraz zacząć hejcić, że ludziska nie grają w polskie gry bo polskie gry są słabe, ale tak nie zrobię, bo polskie gry nie są słabe(przewrotne nie?). Polskie gry nie trafiają po prostu w gusta polskich graczy. Oczywiście trochę generalizuję, ale nie da się ukryć, że gros ludzi woli co tydzień trzepać w DeDeki niż wziąć się za niesłusznie zapomnianą Arkonę, która podobno ma koszmarną mechanikę. Patrząc jednak na wzięcie Neuroshimy jestem skłonny stwierdzić, że koszmarne mechaniki są u nas w cenie. Dla mnie nieważne jest w co ludzie grają, tylko czy w ogóle grają. A takich grających na serio powiedzmy te 2 sesje w miesiącu jest u nas jak na lekarstwo. Olbrzymia większość RPGowców w Polsce to teoretycy, którzy ostatnio grali w liceum(5 lat temu) lub na konwencie(rok temu). Powiecie, że kłamię, ale siedzę na facebookowych grupach poświęconych RPG i czytam posty. Każdy by chętnie zagrał, ale jak przychodzi co do czego to okazuje się, że pies zdechł, dziecko chore, leci ulubiony serial czy dziewczyna każe iść do teatru. Ci co grają, a grają z reguły w systemy wymienione powyżej, mają ciężkie życie. Napisze się, że się gra w DeDeki albo Iron Kingdoms to lecą odpowiedzi: „łeeee chujowe gry, planszówki, 4e to zło, IK to bitewniak, zagraj w OD&D/WFRP jak ja z kuzynem raz na 4 lata, to zobaczysz co to RPG”. Do niedawna miałem ochotę pisać wszystkim teoretykom by zwyczajnie spierdalali, ale obecnie gram na tyle często, że nie mam na to czasu(oh ironio…).

W normalnym kraju scenę RPGową tworzą gracze, którzy jeżdżą na konwenty by zagrać i poznać innych graczy. U nas, jak to w nienormalnym kraju, scenę RPGową tworzą jednostki graczopodobne jeżdżące na konwenty by posłuchać jak kolega mówi uczenie o technice walki ze smokami długim mieczem. Tak, wiem, ponownie generalizuję i przepraszam osoby dotknięte powyższym wywodem, wszak nie wszyscy tak robią. Ale jednak mam silne wrażenie, że tak właśnie jest. Być może moje zgorzknienie bierze się stąd, że graczy mniej widać w sieci bo są zajęci sesjami i nie mają czasu na najlepszą polską grę zwącą się Flejm&Fejm. Trudno powiedzieć, czy tak właśnie jest bo jak wiadomo chuja się znam i badań nie przeprowadziłem(wiecie: sesje, sesje, brak czasu), ale gdy myślę o RPG w kontekście Polski to wolę wyobrażać sobie RPGowców jako skromne 4-5 osobowe grupki pykające co weekend w mainstrimowe gry niż jako grupę, która głośno krzyczy w necie, że są RPGowcami, spędzając przy tym każdą wolną chwilę.

Rzekłem.

16 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że tak mało osób gra, bo w Polsce nie ma kultury grania, i gry traktowane są pogardliwie jako strata czasu. Dotyczy to także gier komputerowych. Powodem ku temu jest fakt, że kultura popularna tego rodzaju dotarła do nas z opóźnieniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. "graczy mniej widać w sieci bo są zajęci sesjami i nie mają czasu na najlepszą polską grę zwącą się Flejm&Fejm. Trudno powiedzieć, czy tak właśnie jest bo jak wiadomo chuja się znam i badań nie przeprowadziłem(wiecie: sesje, sesje, brak czasu),"
    Z moich obserwacji wynika, że ich naprawdę nie ma, nie tylko w sieci. Zostali tylko nieliczni starzy gracze, a młodzież woli mmorpg.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, jest coś pr prawdy w tym, co prawisz. Sam mam szczęście należeć do grupy graczy, którzy spotykają się dość regularnie, żeby pograć, a nie tylko narzekać. I może z tego powodu moja obecność w sieci jest niezauważalna. Albo może dlatego, że jak czytam wypowiedzi ludzi cisnących po sobie dochodzę do wniosku, że lepiej zamknąć się na swoim małym ppodwórku. Nic konstruktywnego z tych dyskusji nie wynika. Nawet trudno je nazwać dyskusjami, bo w tych przynajmniej wysłuchuje się argumentów stron przeciwnych. Ale widać, że niektórym łatwiej jest napisać hejt na ludzi grających w Młotka, niż samemu zebrać ekipę i zagrać.

    OdpowiedzUsuń
  4. "graczy mniej widać w sieci bo są zajęci sesjami i nie mają czasu na najlepszą polską grę zwącą się Flejm&Fejm"
    Myślę, że tak właśnie jest. Jak się gra, to nie ma czasu na takie głupoty ;) Niekoniecznie jest też zainteresowanie tym, w co i jak grają inni i jakie mają teorie na ten temat.
    Zresztą najlepszym przykładem są moi znajomi ;) Z blisko dziesięcioosobowej grupki, z którą mam w miarę stały kontakt w realu, jestem jedyną osobą zaglądajacą na blogi i inne erpegowe internety (pojedyncze osoby należą do jakiejś grupy na fb, gdzie i tak się nie udzielają). A mnie na flejmy też szkoda czasu i nerwów (bo bawić mnie nie bawią). Tak, wiem, że nie jesteśmy żadną reprezentatywną grupą ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pociesze trochę was - założyłem w swoim byłym liceum Klub fantastyki z założenia skupiający się na RPG. Mamy cztery ekipy grające (jedna gra dłużej, trzy ekipy to kompletne świeżaki). Dziś jak kończyliśmy o 18 grać to byli tak smutni, ze za serce ściskało. Będzie jeszcze dobrze, tylko trzeba pozwolić dojść młodej krwi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie w LO też byli chętni na granie. Jeno wpierw założyciel, a potem i ja nie mieliśmy za bardzo czasu siedzieć do późna w szkole i robić kilkugodzinne sesje i inicjatywa umarła śmiercią naturalną :P Aczkolwiek lud dalej grał, jeno w swoich grupach, więc przynajmniej nie zaczęło się i nie skończyło na szkole.

      Usuń
  6. Dziękuje panie Krzemieniu, za ładny wpis.

    Prawda jest taka, że erpegi bez kogoś kto pobudzi towarzystwo, zmotywuje, ogarnie kwestie logistyczne, a w ostateczności chwyci towarzystwo za mordę i doprowadzi ostatecznie do spotkania nie mają racji bytu. Skończy się na gadaniu, że fajnie by było w coś pograć i na tym się skończy. Jak tej motywującej osoby zabraknie wszystko idzie w diabły. Tak to przynajmniej wygląda z mojej perspektywy. Jeżeli u Was jest inaczej to szacunek dla Waszych ekip.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co piszesz, przerasta moje mary. Zmień ekipę. Na pewno na horyzoncie masz ludzi którzy nie łżą deklarując RPGową chuć.

      Ja, Krzemienia poznałem przypadkiem w czerwcu 2012. Chęć odkurzenia zasad DDków zaprowadziła mnie tu: http://wmig.erpg.pl ( polecam ) i tak oto gram u niego drugą kampanię czyli ok 40 sesji ( popraw mnie Krzemieniu jeśli się mylę ).








      Usuń
    2. Ano właśnie, jeśli jest drużyna, która chce grać to się da. Ja przerzuciłem u siebie na sesjach w ciągu ostatnich kilku lat pół łódzkiego RPGowego światka, dzięki czemu w tym roku udało mi się wyselekcjonować graczy-graczy. wmig.erpg.pl jest rewelacyjną wyszukiwarką bo w przeciwieństwie do łódzkich klubów RPG służy do szukania graczy a nie ludzi, którzy pograją 2 sesje jak nie ma nic w kinie a potem urywają kontakt.

      Usuń
    3. To nie do końca tak. Co prawda mieliśmy kilku takich niedzielnych graczy, którzy pojawiali się i znikali (zarzekając wierność i oddanie), ale moja stała ekipa naprawdę chce grać i nawet gramy regularnie już od kilku lat. Problem w tym, że gdy nie nikt tego nie ogarnie i nie wynegocjuje czasu spotkania, to wszystko się rozłazi.

      Usuń
  7. Nie będę polemizował z opisem sytuacji sieciowej erpegów - bo ciężko się z nim nie zgodzić.
    Nie będę też polemizował z lenistwem, bo częściowo i mnie to dotyka.
    Ale są jeszcze inne względy. W moim przypadku sprawa wygląda tak, że po wyjeździe do małego miasta po prostu nie bardzo mam z kim grać. Na zakładanie grup itp jestem i za stary, i za leniwy, a do najbliższego miasta, gdzie mógłbym znaleźć (i na pewno bym znalazł) ludzi do gry mam prawie 100 kilometrów. A to już oznacza, że wyjazd na sesję zajął by mi cały dzień. 2-3 godziny raz na tydzień czy dwa to jedno, ale cały dzień? To już trochę dużo. Próbowałem już skejpów i innych takich, ale to nie dla mnie.
    A konkluzja jest taka, że część ludzi nie ma zbyt wielu możliwości zagrać - z różnych przyczyn.
    A może już wyrośli, choć nie chcą się do tego przyznać?

    W każdym razie z własnego doświadczenia widzę, że im dłuższa przerwa, tym trudniejszy powrót...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbierz ekipę i heja! My też już jako ekipa podstarzałych dziadków erpegowych zbieramy się raz na miesiąc każdy z innych okolic i jedziemy na weekend w jakieś ustronne miejsce tylko po to aby sobie pograć, udaje się zwykle odpalić od 2-4 sesji na wyjazd, więc statystycznie wychodzi 1 sesja tygodniowo.

      Usuń
  8. @Rasti:

    Spróbuj przez skajpaja. Nie jest taki straszny, jak go malują :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że skajpaj może być fajny, a i jeszcze znajdziesz czas na inne rzeczy. Znam takiego jednego miłego człowieka, gra trzy sesje w tygodniu, a i znajdzie czas by potrollpoltrerować ze swoich 1k50 lewych kont.

      Dla chcącego, nic trudnego.

      Usuń
  9. Na początek zacytuję siebie: "Próbowałem już skejpów i innych takich, ale to nie dla mnie."
    Nie umiem się w tym odnaleźć, nie potrafię się zaangażować. Co innego usiąść w grupie i grać, a co innego skajp. No nie leży mi i tyle. Nie mogę się przekonać również do PBM czy innych takich.
    A jeśli chodzi o zebranie ekipy, to cóż - jeden siedzi w Englandzie, drugi w przeciwnym końcu Polski. Mamy pracę, rodziny i takie tam. U siebie znam tylko ludzi, którzy kiedyś grali.
    A ja sam - pewnie zdziadziałem ;)
    Brakuje już tego czegoś. Łapię się na tym, że brakuje mi grania, ale jakoś tak bardziej... czy ja wiem... nostalgicznie?

    OdpowiedzUsuń