Jakiś czas temu zrobiliśmy z drużyną rachunek sumienia. Wyszło nam, że mamy pozaczynane kilka różnych kampanii a czasu na grę coraz mniej. Postanowiliśmy więc zamknąć większość naszych gier i skupić się na dwóch konkretnych, w które wszyscy będą chcieli grać. Suma sumarum postanowiliśmy, że będziemy kontynuować sesje w Krainach gdzie mamy już dość zaawansowane postacie oraz w ramach odskoczni od 4e rozegramy jakąś konkretną kampanię w 3e. Na raport z kampanii 4e trzeba będzie poczekać, ostatnie 4 sesje opiszę w jednym długim raporcie. Tymczasem MG zarzucił pomysł rozegrania jednego z Adventure Paths od Paizo. Wybór padł na Rise of the Runelords uznawany za jeden z lepszych(z tych pod 3.5).
Tym razem nie tworzyliśmy po raz kolejny postaci, wykorzystaliśmy gotowe postacie przygotowane przez Paizo, dla których posiadam nawet odpowiednie kartonowe figurki. Mi trafił się wojownik Valeros. Jak zwykle ostatnio robiliśmy zdjęcia na sesji, ale było pochmurno przez co większość wyszła brzydko, rozmazana i niewyraźna.
Nasza drużyna prezentuje się następująco:
Nasza drużyna prezentuje się następująco:
Kyra: pochodząca z bardzo daleka ludzka kapłanka Serenrae, samozwańcza przywódczyni drużyny. Oaza cierpliwości i zrozumienia dla swych niezbyt bogobojnych towarzyszy.
Merisiel: elfia łotrzyca, złodziejka, urocza ale pyskata i zabójcza jeśli zostanie sprowokowana. Poza typowymi dla złodzieja zainteresowaniami podziela część pasji Valerosa: złoto i alkohol.
Valeros: ludzki wojownik o twarzy zdobionej przez wielokrotnie łamany nos i kilka trwałych blizn. Lubi proste przyjemności: kobiety, złoto i alkohol. Walczy używając sprawnie dwóch mieczy.
Ezren: podstarzały ludzki czarodziej, który jeszcze do niedawna był kupcem. Na szczęście jest młody duchem i przebranżowienie przyszło mu bardzo łatwo. Jego laska do chodzenia to także niezła broń.
Bohaterowie przybyli do miasteczka Sandpoint zwabieni odbywającym się tam festiwalem, z okazji poświęcenia nowej świątyni Desny. Pojawili się w mieście w sam raz by wysłuchać słów burmistrza zapraszającego wszystkich do zabawy. Jedzenie i napitki podczas imprezy były za darmo, lub za niewielką opłatą więc bohaterowie o lekkich sakiewkach nie wybrzydzali zbytnio. Po kilku kolejkach piwa Valeros znalazł sobie wśród miejscowych kompanów do picia i wkręcił w zabawę resztę przyjaciół. Ezren od niewiasty żywo nim zainteresowanej(w końcu to potężny czarodziej!) dowiedział się, że wydarzeniem dnia ma być spektakl polegający na wypuszczeniu w niebo masy kolorowych motyli, które są symbolem Desny. Kyra i Merisiel starały się temperować pijackie zapędy męskiej części drużyny, ale dwie niewiasty przeciwko swoim kompanom wspieranym przez okolicznych imprezowiczów, nie mogły zbyt wiele zrobić.
Gdy nadszedł moment na przemówienie kapłana Desny - Ojca Zantusa, stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Ktoś krzyknął „pożar, domy płoną!” i tłum ruszył z miejsca by gasić lub pomagać. Jednocześnie nie wiadomo skąd na placu pojawiły się grupki goblinów, które przewracały stragany i straszyły konie oraz ludzi. Bohaterowie mimo lekkiego upojenia alkoholowego nie stracili głowy tak jak otoczenie i rzucili się do walki. Kyra ruszyła by powstrzymać dwa gobliny goniące jakąś kobietę a Valeros zaszarżował na najbliższego i potężnym cięciem pozbawił go głowy(pierwszy rzut na atak = 20). Na placu zaczęło pojawiać się więcej goblinów, na szczęście jedną z band Ezren wyeliminował czarem o nazwie Deszcz Kolorów. Z resztą poradzili sobie pozostali członkowie drużyny. Nim gobliny zaczarowane przez Ezrena się ocknęły zostały dobite przez rannych Valerosa i Merisiel.
Po walce nie było dane im odpocząć, gdyż jak się okazało straż miejska odpierała walecznie atak silnej grupy goblinów z wilczymi jeźdźcami na czele. Kyra na tyle na ile pozwalała jej łaska Serenrae uleczyła Merisiel na biegu i całą czwórką ruszyli na pomoc straży. Gobliny podczas rajdu podpaliły kilka domów i walka na ulicy była utrudniona przez dym oraz ochotników gaszących domostwa. Bohaterowie wsparci przez straż miejską wybili wreszcie wszystkie gobliny i ich wierzchowce do nogi.
Gdy pożary zostały ugaszone a gobliny albo martwe albo uciekające bohaterowie mogli wreszcie odpocząć w jednej z karczm Sandpointu. Rano gdy zeszli na śniadanie okazało się, że w karczmie znajduje więcej niż zazwyczaj o tej porze gości. Szybko wydało się, że większość przyszła tutaj by zobaczyć bohaterów poprzedniego dnia. Poświęcenie świątyni miało odbyć się dzień później gdyż poprzednie celebracje zostały przerwane przez atak. Miasto było bardziej czujne, ale nadal wesołe i bohaterowie ruszyli jego ulicami by zobaczyć jak prezentuje się po ataku. Nie dane im było przejść 100 kroków w spokoju gdyż ich imiona i osoby stały się już dobrze znane i co rusz ktoś przystawał by uścisnąć im rękę i czasami wręczyć niewielki podarek.
Na tym zakończyliśmy pierwszą sesję gdyż czas się kończył.
CDN.
"Jakiś czas temu zrobiliśmy z drużyną rachunek sumienia. Wyszło nam, że mamy pozaczynane kilka różnych kampanii a czasu na grę coraz mniej."
OdpowiedzUsuńNo, zawsze mogło być gorzej, w sensie, ja np. nie mam zaczętej ani jednej kampanii a czasu na gry i tak mam coraz mniej ;). Paradoks czasoprzestrzenny ;).
Peace,
Skryba.
PS. Nikt nie spodziewał się hiszp... znaczy się, goblinów ;)!