poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Dlaczego WotC ssie

Ostatnio głośno się robi o tym, że produkty Paizo spod znaku Pathfindera doganiają ilością sprzedanych egzemplarzy D&D 4e a niedługo nawet mogą WotC przegonić pod tym względem. Wytłumaczenia takiego stanu rzeczy osobiście dopatruje się w podejściu do pisania dodatków i ich jakości. O ile produktów Paizo z nowymi zasadami/klasami nie trawię, bo sprowadzają się do generowania kolejnych klonów i mago-wojowników, z których każdy następny jest lepszy od poprzedniego, tak identyczne podręczniki od WotC z nowymi mocami i wersjami klas przyjmuję w optymizmem i radością.

Niestety WotC pisze świetne zasady dla swoich gier ale totalnie chrzani przygody. Są to w zdecydowanej większości kretyńskie siekanki ze szczątkową fabułą, którą można graczom odczytać z kartki i NPCami bez motywacji i jakiegokolwiek tła. Kupując przygodę do Pathfindera mamy obszerne tło, możliwe interakcje z NPC, intrygi, plotki i masę okazji by odłożyć topór i nacieszyć się światem. W przypadku przygód do D&D otrzymujemy podręcznik gdzie na 100 stronach opisano 25+ spotkań bojowych ze dwa skill challenge, garść magicznych przedmiotów i oczywiście nowych wrogów. Całość jest „wzbogacona” o historię wprowadzającą, najczęściej utrzymaną w tonie „zło po raz kolejny zaatakowało i potrzeba nam bohaterów na poziomach 7-9”. Jeśli ktoś nie lubi niekończącej się bitwy w lochach to już w trakcie czytania ma okazję się zniesmaczyć. Oczywiście dodatki od WotC mają swoje plusy, chociażby fakt iż dzięki rozdzieleniu mechanizmu tworzenia postaci i tworzenia potwora nie mamy sytuacji jak w materiałach do 3.x gdy po kupieniu okazywało się, że potrzebujemy na przykład dodatek Complete Moron by zrozumieć zasady jakiegoś wroga(MM 4-5, jak ktoś nie wierzy). Paizo także wprowadza do przygód zasady spoza podręcznika podstawowego ale przynajmniej udostępnia te rzeczy dla ogółu na swojej stronie, choć już zaczynają przebąkiwać coś o wycofaniu się z tego(a co, chcą grać, niech kupują nasze dodatki!)

Doskonale rozumiem, że to jest D&D, nawalanie wrogów jest bardzo ważne w tej grze i nie wymagam by przygody miały fabułę jak Ojciec Chrzestny ale oczekuję jakiegoś niezbędnego minimum. Wystarczyłoby czasami dać graczom możliwość wyboru drogi i zakończenia przygody, by nie było podczas gry wrażenia, że idziemy od punktu A do B i zabijamy wrogów.

Na osobny akapit zasługują podręczniki źródłowe. Zarówno Paizo jak i WotC takowe wydają i tym razem pojedynek jest trochę bardziej wyrównany, jednak z przewagą WotC. Jak do tej pory Wizardzi wydali dwa takie dodatki: Hammerfast i Vor Rukoth(następny Neverwinter jest w drodze). Oba dodatki są doskonałymi... broszurkami. Co z tego, że ciekawe i inspirujące skoro liczą sobie po 32 strony i napisane są strasznie skrótowo. Dla porównania podobne podręczniki od Paizo mają więcej stron ale zapełnione są w większości rzeczami znanymi z dodatków do 3.x(jak np tieflingi). W jednej i drugiej firmie powinni znaleźć kogoś kompetentnego by wyrównać te braki. Na chwilę obecną jednak broszurki od WotC wygrywają(przynajmniej dla mnie).

WotC chcąc sprzedawać więcej musi dostosować się do oczekiwań graczy, już teraz widzę, że powoli się budzą i planują wydać dwa dłuższe podręczniki źródłowe – wspomniany już Neverwinter i Shadowfell. Czas pokaże czy uda im się odrobić straty poniesione podczas wydawania potworków pokroju Pyramid of Shadows czy Thunderspire Labyrinth. Mam nadzieję, że tak

10 komentarzy:

  1. Pierdolenie. "obszerne tło, możliwe interakcje z NPC, intrygi, plotki i masę okazji by odłożyć topór i nacieszyć się światem" to najczęściej stek gówna, i tym podobnych pierdół typu "imię przyjaciela z dzieciństwa NPCa do zajebania".
    Sorry, ale w D&D gra się tak, że się wyklepuje potworki w lochach, i jeśli tak zakłada system, daje graczom fajne możliwości, to dobry dungeon nie jest zły.

    OdpowiedzUsuń
  2. E, widać nie rozumiesz. Ja sam prowadze sesje gdzie się napierdala orków po lochach ale wymagam tez od dedeków by miały choć ślad RPG w sobie. Podejrzewam, że nie widziałeś tych przygód od wotc, to nie są dobre dungeony ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. I tu się nie zgodzę. Pyramid of Shadows było owszem i gniotem, ale Thunderspire Labirynth było po prostu rewelacyjne - zrobiłem kilka niezłych sesji za pomocą tego scenariusza.

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobra, na tle reszty Thunderspire Labirynth nie wypada jeszcze tak źle ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Krzemień: W zasadzie się zgodzę, stopień komplikacji Pathfindera przyprawia mnie o niestrawność równą tylko rozanieleniu w jakie wprawia mnie ilość informacji o świecie, klimatu i ciekawych pomysłów.

    @ Erpegis: Wydaje mi się, że pokutuje u Ciebie sztampowa ocena D&D jako "eksplorowanie dundżeonów, slejowanie monsterów, lutowanie treżerów i gejnowanie leweli". System jest jaki jest i to od graczy i Prowadzącego zależy, co z niego zrobią. Prowadziłem w AD&D rzeczy epickie i smutne, bohaterskie i straszne, byłem też świadkiem siekanki i nieomal dungeon crawla w Wampirze. Gra to zespół zasad i pomysłó, zrobisz z nimi co chcesz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hammerfast i Vor Rukoth naprawdę są świetne (właśnie prowadzę kampanię w Hammerfast, zaadaptowanym do Eberona). Szkoda, że nie wydali więcej takich dodatków - ale najwyraźniej nie sprzedawały się aż tak dobrze jak inne podręczniki.

    Paizo takich dodatków wydaje znacznie więcej i nawet jak pojedyncze dodatki zdarzają się słabsze, to zawsze można wybrać coś, co człowiekowi pasuje (poprzednio prowadzoną przeze mnie kampanią było Legacy of Fire z Paizo).

    OdpowiedzUsuń
  7. Też szykuje się do wprowadzenia Hammerfast do mojej Faeruńskiej kampanii :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hammerfast tylko pobieżnie przeglądałem.

    Obecnie świetnie mi się czyta Kingmakera od Paizo - z tego co widzę na pierwszy rzut oka, to kawał porządnej roboty. Ale mogę się mylić - np. na Pathfinder Society się trochę zawiodłem...

    OdpowiedzUsuń
  9. Podejrzewam, że Paladyn może powiedzieć wiecej o Kingmakerze, ale dla mnie też wygląda bardzo fajnie. Gdyby nie troche inny koncept obecnej kampanii to pewnie właśnie Kingmakera bym przerobił na 4e.

    OdpowiedzUsuń
  10. W Kingmakera gram. skończyliśmy pierwszą część, weszliśmy w drugą. Drużyna ma swobodę, może łazić po terenie jak chce, rozwiązywać questy, kombinować, choć gdzieś z tyłu głowy masz te myśl, że "to wszystko kiedyś będzie nasze". Generalnie, pełna swoboda i wszystkie benefity jakie z tego płyną, ale też zagrożenia. Myśmy naszego MG poprosili, aby nie oszczędzał i stąd już dwa trupy.

    Poprowadzenie na czwartej edycji mogłoby być ciekawe, lubię ten system, w przeciwieństwie do przerośniętego zasadami Pathfindera. Gdyby Paizo wydawało na 4E, byłbym wniebowzięty.

    P.S. Korci mnie podróż w tył i powrót do 2E, tam kingmaker śmigałby jak złoto.

    OdpowiedzUsuń