poniedziałek, 28 marca 2011

Earthdawn #4

Miałem zamiar poprowadzić 6 sesji Earthdawna ale po 4 sesjach widzę, że nie zdążę wykorzystać całego przygotowanego materiału w tak krótkim czasie, sesji będzie więc 7 - 10 zależnie od chęci drużyny. Na pewno poprowadzę przygodę „Splugawieni” za jakiś czas. Dalszy ciąg przygód tych adeptów pojawi się dopiero za jakiś bo tymczasowo wracamy do D&D.




Bohaterowie bez zmian:
Lothar Flintforgesson – Mężczyzna troll, Wojownik
Sar-Prassiptios – Mężczyzna t’skrang, Fechmistrz
Ulryk – Mężczyzna człowiek, Czarodziej

Po pokonaniu Keleriana bohaterowie przetransportowali skradzione przez niego skrzynki na niewielki płaskowyż na Złoziemiu i wezwali statek by po nich przyleciał, po czym wrócili na nim do Travaru.

W mieście zostali hojnie nagodzeni przez Brandisa za odzyskanie jego towarów i następne kilka tygodni poświęcili na leczenie i trening u miejscowych adeptów(czyli awansowali na drugi krąg). W międzyczasie obsydiański zbrojmistrz goszczący u Brandisa przekuł ich miecze by były bardziej efektywne.

Po tych kilku tygodniach spokoju nasi bohaterowie zostali poproszeni przez swego pracodawcę by towarzyszyli mu na eleganckim przyjęciu wydanym przez gildię kupiecką. Mieli pełnić funkcję jego honorowej ochrony, z jaką zamożny kupiec powinien się na takiej imprezie pojawić.

Ubrani w swoje najwspanialsze szaty z wypucowaną bronią i prezentujący zbroje z krwawych kamieni ruszyli na przyjęcie, które miało odbyć się na wynajętej na ten czas arenie – w tej chwili osłoniętej olbrzymim baldachimem z wielokolorowego płótna.

Poza Brandisem i jego małżonką na przyjęciu pojawił się także zbrojmistrz Denerokaitalamos. Czarodziej Ulryk na prośbę Brandisa dołączył do imprezy dla członków gildii zaś Lothar i Sar-Prassiptios udali się do miejsca gdzie był przygotowany posiłek dla towarzyszących kupcom najemników. Na miejscu dość szybko wszczęli „przyjacielską” awanturę i zaczęła się typowa burda, w której głównymi broniami były ławy, krzesła i jedzenie. Ta sympatyczna zabawa została przerwana przez obsydianina, który wraz z czarodziejem wypatrzyli, że ktoś chodzi po konstrukcji podtrzymującej baldachim nad areną. Bohaterowie postanowili to sprawdzić i wdrapali się na szczyt areny, gdzie okazało się, że to jakieś dzieciaki ganiają się po belkach stropowych. Zauważeni przez Lothara zaczęli uciekać i jeden z nich przypadkiem naruszył konstrukcję baldachimu. Sporo desek, lin i łańcuchów poleciało w dół wprost na gości na dole i naszych bohaterów. Ulryk i Sar-Prassiptios, którzy zawczasu schowali się w kamiennej niszy uniknęli przygniecenia, Lothar uratował się Powietrznym Tańcem, jedynym rannym był Denerokaitalamos, który nie zdążył uskoczyć i przygnieciony deskami poleciał w dół.

Na dole okazało się, że nikt poza obsydianinem nie ucierpiał, niestety zbrojmistrz został ciężko ranny – przebity na wylot stalowym prętem. Przy pomocy zwołanych szybko pomocników przeniesiono olbrzymiego adepta do rezydencji Brandisa, gdzie mógł otoczony opieką dochodzić do siebie.

Jego rany okazały się na tyle poważne, że nie mógł towarzyszyć elfce Sendarze, jednej z domowniczek Brandisa w jej comiesięcznej wizycie w rodzinnej wiosce. Dlatego tez kupiec poprosił naszych herosów o pełnienie funkcji jej tymczasowej ochrony. Zachęceni wieścią, że droga do wsi jest niebezpieczna(taki wrodzony masochizm adeptów) wyruszyli wraz z nową podopieczną na wyprawę.

Podróż miała zająć 2 dni w jedną stronę, przez co adepci musieli rozbić obóz w lesie, w miejscu o którym słyszeli przed wyjazdem od zbrojmistrza, że bywa tam niebezpiecznie. Nie minęło pół nocy jak zostali zaatakowani z zaskoczenia przez bandytów, pragnących zdobyć ich złoto oraz wianek Sendary. Szybko okazało się, że mimo trzykrotnej przewagi liczebnej nie stanowią dla adeptów zagrożenia, wręcz przeciwnie – zostali dosłownie zmasakrowani przez miecze Lothara i Sar-Prassiptiosa oraz magię Ulryka. Jednego z nich adepci zachowali przy życiu i groźbami skłonili do wyjawienia miejsca gdzie trzymali łupy. Gdy znaleźli skarb zgodnie z obietnicą złożoną przez t’skranga wypuścili bandytę karząc mu iść precz, stało się tak mimo sprzeciwu Lothara i Sendary, którzy byli za zabiciem bandyty.

Po dotarciu do wioski Czarna Skała, wędrowcy napotkali jedynie spalone domy i wielki stos zwłok mieszkańców wioski. Ulryk dzięki czarom wykrył, że w pobliżu czai się duch nieznanej dziewczynki, który najwyraźniej zachęcał ich do ucieczki. Podczas przeglądania ruin adepci zostali zaatakowani przez niewidzialną istotę, która raniła Sendarę ale odeszła gdy bohaterowie zbliżyli się do ognia. Domyślając się, że stwór bał się bycia dostrzeżonym przy świetle postanowili przeczekać noc przy wielkim ognisku.

W nocy część martwych mieszkańców powstała jako żywotrupy i zaatakowała ich, ale adeptom udało się odeprzeć ataki. Wreszcie gdy słońce wstało postanowili szybko działać. Postanowili odnaleźć nocnego łowcę z którym mieli do czynienia wieczorem. Ulryk używając magii zlokalizował go, a w zasadzie ich gdyż okazało się tajemniczych przybyszy było dwóch, skrytych na skraju wioski. W świetle dnia łatwiej było dostrzec ich niewyraźne kontury a co za tym idzie zaatakować.

Walka z dwoma niewidzialnymi przeciwnikami była bardzo ciężka, ich cieniste ostrza z łatwością omijały pancerz fizyczny zadając dotkliwe rany. Wszyscy bohaterowie łącznie z Sendarą otarli się o śmierć ale przetrwali.

Po pokaniu stworów adepci pochowali najlepiej jak umieli zmarłych i pełni smutku wyruszyli w drogę powrotną do Travaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz